Ponownie rozmawiam z organizatorami festiwalu. „Mamy zawsze mnóstwo zgłoszeń z Polski”, mówią, „I to zazwyczaj są bardzo dobre filmy. Trudno jest dokonać ich selekcji.” Pod koniec festiwalu okazuje się, że mają rację: „Moloch”, jeden z polskich reprezentantów w Aix, zdobywa Nagrodę Jury.
Zwycięskiego filmu niestety nie widziałem, natomiast zauważyłem od razu, że spośród krótkich metraży pokazywanych na Nuit du Court, o której pisałem w poprzednim tekście, Polska była chyba najliczniej reprezentowana. Oprócz tego, że to świetnie obrazy, to podczas ich oglądania towarzyszyło mi to ekscytujące uczucie pewnej łączności z filmami – w końcu podobnie jak one, ja również trafiłem do Aix. To niesamowite, jak za granicą nawet najmniejsza pocztówka z kraju nabiera dużego znaczenia.
W każdym razie, chciałbym wam krótko opowiedzieć o trzech polskich filmach, które warto obejrzeć.
„Dwaj ludzie z szafą” to dzieło Romana Polańskiego, do którego muzykę napisał Krzysztof Komeda. Opowieść o dwóch mężczyznach, którzy wynoszą szafę z morza i następnie wędrują z nią przez miasto, spotykając ludzi, którzy nie są im, albo może szafie, zbyt przychylni. Film abstrakcyjny i na tyle enigmatyczny, że zostaje na długo w głowie. Nigdy wcześniej nie oglądałem żadnej z etiud Romana Polańskiego: jeśli i wy chcecie ją poznać, kliknijcie TUTAJ.
„Dwaj ludzie z szafą” był jednym z filmów rozpoczynających Nuit du Court. Po pierwszej przerwie przyszła kolej na dwa filmy z Łódzkiej Szkoły Filmowej, oba mocno niepokojące.
„Barbakan” w reżyserii Bartłomieja Żmudy opowiada o chłopaku, który wraca do Polski z pieniędzmi zarobionymi w Niemczech – znamy wiele podobnych historii, prawda? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem. Do czego Emil zdolny jest się posunąć, aby wszystko naprawić? Co robi człowiek, gdy chodzi o jego przetrwanie?
„Thumbs up” Stefana Łazarskiego był ostatnim filmem spośród pięciu pokazywanych w czasie każdego seansu. Obrazy kończące program zawsze były mocne, tak aby wychodząc na przerwę, wszyscy o nich rozmawiali – spośród nich ten był chyba najbardziej wstrząsający.
A zaczął się niewinnie: jak wskazuje tytuł, dwójka przyjaciół próbuje dostać się autostopem do Genewy. Nie dogadują się. On jest nieufny, ona otwarta. Na dodatek nie udaje im się złapać stopa. Aż do czasu, gdy spotykają pewnego bogatego mężczyznę, który oferuje im pomoc…
Wychodząc na przerwę, razem ze znajomymi nie mogliśmy przestać dyskutować o tej historii. Pijąc kolejną kawę, zgodziliśmy się co do jednej rzeczy: spośród filmów z różnych zakątków świata, do tej pory to polskie były najlepsze.
Mikołaj Wyrzykowski
Zdjęcia: Festival Tous Courts
Pierwsza fotografia pochodzi z nagrodzonego filmu „Moloch” Szymona Kapeniaka