Wbrew pozorom Santiago nie jest spokojnym miastem, które ogranicza się do grobu św. Jakuba i katedry. Tutaj, od zapalenia latarni aż do późnych godzin nocnych tętni życie, stukają kieliszki, głośno jest od rozmów. Wieczorem ulice zapełniają się pielgrzymami, turystami i mieszkańcami miasta, których drogi krzyżują się w kolejnych barach. Pytanie: gdzie najlepiej się wybrać?
Zacznijmy od tego, że Galicja jest jednym z regionów Hiszpanii, gdzie do każdego zamówionego kieliszka wina lub szklanki piwa nadal dostaje się tapas. Co to takiego? Ano, etymologicznie słowo to wzięło od „una tapa”, czyli „przykrywka”. Historia mówi, że król Alfonso XIII udał się kiedyś z oficjalną wizytą do prowincji Cadiz. Tam zatrzymał się w pewnej miejscowości, gdzie poprosił o kieliszek słodkiego wina jerez. Tego dnia wiał silny wiatr i drobny pył z ziemi wirował w powietrzu, więc aby nie wpadł do wina kelner szybko znalazł kawałek chleba i wraz z plasterkiem jamon serrano przykrył nią kieliszek. Na pytanie króla, co to takiego, odpowiedział właśnie: „una tapa”. Następnie król poprosił o kolejne jerez wraz z „tapa”, a za jego przykładem poszła cała świta.