Wreszcie stało się. Po niedzielnej Mszy św. wyszedłem na plac tuż pod statuę Wolności, a tam odbywał się właśnie koncertu. A potem był targ i pachniało. Oj jak pachniało.
Koncert trwał około 45 minut, a potem poszedłem na targ. A tam skusiło mnie. Ładnie wyglądało i pachniało dość dziwnie, a jednak pociągająco. Były to smażone kalmary, które wyglądały dość dziwnie, ale ten zapach… więc postanowiłem zaryzykować i kupić małą porcję za 7 euro. Zaraz na miejscu smakowałem. Dobre! Po raz pierwszy w życiu spróbowałem.
Jak się przypatrzyłem to chyba nawet były tam kawałki odnóży ośmiornicy ( czy widać to na zdjęciu ?)
I one były najsmaczniejsze. Kalmary to te ich długie nóżki wąsiki nie wiem co to było to też dobre, a te części nie wiem jak nazwać „tłuwia” to smakują jak takie miękkie chrząstki, ogólnie można zjeść raz na jakiś czas. Ale trzeba pamiętać żeby mieć picie pod ręką, bo pragnienie po tym duuuże.
Zjadłem całą tą porcje i potem niedzielnego rosołku, ugotowanego w camperku już nie mogłem zjeść.
A pić nadal mi sie chciało po tym jedzeniu że ho ho…
Lubię takie zielone widoki. Zdjęcie gdzieś po drodze s St. Cyr-Sur-Mer.