Budzisz się rano, wychodzisz i patrzysz, a tu pola, oliwki, winogrona, a w oddali góry. Trudno było nam wyjeżdżać z tak pięknego miejsca, ale jednak…coś nas ciągnie, żebyśmy jechali dalej.
Dzisiaj postanowiliśmy podróżować drogą szybkiego ruchu wzdłuż Adriatyku.
A że takiej okazji nie wolno marnować, nieustannie wypatrywaliśmy ciekawej plaży, gdzie można by się wykąpać i ugotować obiad. Miała być mała miejscowość, możliwość postawienia campera tuż przy morzu, gotowania jednocześnie obiadu i kąpieli. Gdy na mapie znaleźliśmy Lido di Casalbordino nie spodziewaliśmy się, że to nawet przekroczy nasze najśmielsze oczekiwania.
namiary GPS na nasz postój 42.192446,14.641967
Nie mogło być lepiej. Wzdłuż ulicy stoi kilka camperów – parking jest oczywiście darmowy. Wystarczy przejść kilka kroków, by znaleźć się na plaży (co prawda kamienistej, ale co tam, najważniejsze jest morze) i wskoczyć do ciepłej wody. Co za orzeźwienie! Psy odpoczywały sobie wygodnie w cieniu naszego Wozu Przygódz, a my, podobnie jak reszta „camperistów”, gotowaliśmy obiad i kąpaliśmy się. Postanowiliśmy, że w drodze powrotnej ponownie tu zajrzymy – bo im dalej na południe, tym upal coraz bardziej daje się we znaki…
Celem naszego dzisiejszego dnia było dotarcie jak najbliżej go głównego celu naszej włoskiej podróży, San Giovanni Rotondo, czyli do św. Ojca Pio. Znaleźć spokojny nocleg, odpocząć przed kolejnym dniem.
Udało się nie tylko dojechać na nocleg odległy od San Giovanni Rotondo o 43 km, ale spotkać z włoskimi kozami, gdy były pędzone na noc do zagrody, zjeść kozi ser wyprodukowany przez gospodarza, u którego spaliśmy
wygląd i smak- niezapomniane…
I włoski zachód słońca… Czego można chcieć więcej ?
[nggallery id=9]