W niedzielę 14 lipca było wielkie narodowe świętowanie we Francji. U nas zaraz po niedzielnej Mszy zaczęło się od przemarszu, koncertu dęciaków. Potem towarzystwo ruszyło na rynek, obiady i plażę. A wieczorem była zabawa nad morzem i pokazy sztucznych ogni.
Zwyczajem francuskim jest żegnanie się przy drzwiach kościelnych z księdzem i krotka rozmowa z nim. Nam jeszcze ta rozmowa mało wychodzi, ale za tydzień kto wie, może damy radę ?
Zwróćcie uwagę na skład dęciaków. Grali świetnie !
Skusiło nas na czapeczkę prowansalską. Na rynku można się potargować u udało się zaczarować sprzedawcę. Psami ?
A potem pokusiło nas na Moules czyli małżę Dużo skorupek i małe w środku.
Ucztować zaczęliśmy pod kościołem i fontanną. Małże wzmagają pragnienie.
Czyż nie ładna rynna ?
Wieczorem na plaży zauważyliśmy taaki motocykl. Motocykl jak motocykl ale ta psia łapka !! Widzicie ?
Dalej była już ogólna feta nad morzem i sztuczne ognia. Miało się wrażenie, że wszyscy są właśnie tutaj!!