Smoka spotkaliśmy we Francji po raz pierwszy wracając z krainy Camarque. Zjechaliśmy z promu z Salin de Giraud, a tu camper niespodziewanie zwolnił, po czym stanął. Poczyściliśmy, przedmuchaliśmy i wjechaliśmy na autostradę. A tam były górki z pięknymi widokami, które mijaliśmy w tempie 20km/ godzinę. Chociaż z górki bywało szybciej, wiadomo, masa rozpędzała się.
Wierzcie, na trasie wzbudzaliśmy wiele emocji.
Pewnie się zapytacie – Jak do tego doszło ? Jak zapakował się smok do naszego camperka ? Skąd go zabraliśmy ? Sam wskoczył?
Tego nie wiemy. Camper jest już pełnoletni, bo w tym roku stuknęła mu przecież osiemnastka. Tankowaliśmy tam gdzie inni, ale może jakieś stare naleciałości zrobiły swoje ? Zbierało się, zbierało aż się uzbierało..i nam się dostało. Oderwało się to co dawniej przylegało?
Na szczęście nasz camper ma stary, dobry silnik, aż strach pomyśleć co byłoby gdyby wysiadły inne części.
A potem…..kupiliśmy nowy filtr paliwa i wówczas znowu, w kolejnej trasie, smok dał o sobie znać. A zrobił to przy pełnym zbiorniku paliwa, w drodze, kiedy trudno zdjąć zbiornik, zwłaszcza gdy nie ma pobocza. Z jednej strony straszyła przepaść z widokiem na morze, zaś z drugiej uwierała stroma skała.Walczyliśmy!
I tak dmuchając w rurkę od paliwa….parkując nie wiadomo gdzie…o częstotliwości…lepiej nie wspominać, toczyliśmy swoją drugą walkę ze smokiem.
Okolice były niezwykle piękne i górzysto widokowe. Tylko rurka było niesmaczna!
Smok pokonany!!!