To takie angielskie – „Wandering in London” cz.4

Czekałem na to, ale nie myślałem, że tak szybko wyjadę do Londynu. A to się stało, niespodziewanie, tak po prostu, jakby za sprawą jakiejś magicznej wróżki – sam nie wiem jak.

Każdy plan jest dla mnie nierealny, dopóki nie wejdzie w życie – dopiero wtedy przechodzę z etapu „zdaję mi się” do „tak to wygląda”. To, co się dzieje wokół, jest jak sen: ale jeśli sen istnieje, to czy nie jest prawdziwy? Kto wie, kiedy właściwie kończy się, a kiedy zaczyna sen. Pewnie tym intensywniej o czymś śnimy, im dalej od tego jesteśmy. Czuję, że po Londynie zostaną mi piękne sny.

DSC02295-1

DSC02302-1

 

DSC02304-1

Zjadłem angielskie śniadanie. Składa się ono z tostów, jajek sadzonych, fasoli, pomidorów, pieczarek, bekonu, kiełbasy…Nieprawdopodobne. Do tej pory nie wpadłbym na to, że coś takiego można zjeść z samego rana. Ale przynajmniej wiem, dlaczego Jaś Fasola jest Jasiem Fasolą. Anglicy potrafią jeść nawet pizzę z fasolą.

DSC02299-1

Posiedziałem chwilę w Starbucksie, pijąc karmelowe macchiato. Wstąpiłem do baru na fish and chips. Czytam książkę po angielsku. Może to nie Makbet, ale zawsze.

DSC02322-1

Jeżdżę pociągami, metrem, autobusami, niedługo zacznę robić takie same miny, jak reszta pasażerów i będę pił herbatkę z mlekiem po południu, a w metrze jeździł ubrany jednoczęściowy strój królika…to takie angielskie. Trochę porzeźbiłem też na wiolonczeli. Nie jest to typowo angielskie, ale co tam.

DSC02363-1

W Tower największą atrakcją nie były same mury czy klejnoty koronne, ale to, co opowiadał przewodnik: beefeater, czyli wołożerca, który, jak na zdjęciu, oprócz okropnej kary oprowadzania turystów, jaka na niego spadła, opiekuje się również mieszkającymi tutaj krukami. Mają one podcięte skrzydła, aby nie uciekły. Gdyby bowiem w Tower nie został żaden z kruków, rozpadłoby się całe Królestwo Brytyjskie.

raven-1

Był jakby żywcem wzięty ze stand-up. Potrafił sprawić, by tłum co chwilę wybuchał śmiechem, a przy tym opowiadał historie, anegdoty, czasem interesujące, a czasem mrożące krew w żyłach. Mówił o egzekucjach, o miłości i historii Tower, o torturach, z których najgorszą było mieszkanie w jednym pokoju z żoną i dziećmi. Oczywiście nie mógł nas zostawić smutnych, bo wtedy, jak sam mówi, nic byśmy tutaj nie kupili. I wcale też nie musieliśmy klaskać dla niego, ale dla jego wnuka, by nie ronił łez do owsianki.

bus-1

Złapałem czerwony, piętrowy autobus z lat 60-tych i pojechałem nim do katedry św. Pawła.

DSC02357-1

DSC02359-1

Jadąc takim autobusem, trzeba spróbować dwóch rzeczy: usiąść na piętrze i poczuć, jak cały pojazd się kołysze oraz stanąć z tyłu, przy wejściu (nie ma drzwi), złapać się za drążek i patrzeć, jak asfalt ucieka spod kół, powdychać trochę spalin…

 

routmaster-1

 

Po recitalu organowym zostałem na nabożeństwie anglikańskiej. Dym z kadzidła wznosił się ku górze, wysoko, rozchodził po ogromnej sali, podczas gdy wchodziła kapłanka. Tak, właśnie kapłanka. I oprócz opłatka każdy mógł wziąć również łyk białego wina z kielicha. Kapłanka mówiła o tym, że to, kim jesteśmy, objawia się nie w słowach czy gestach, ale najmniej świadomych czynnościach, które wykonujemy. W tym tez objawia się miłość. Trochę przypominało mi to Szekspira.

Było już ciemno, gdy schodziłem pod ziemię, do metra. Jako ludzie mamy to do siebie, że wykonując jakąś czynność, często myślimy o czymś innym. Dziś wieczorem idę do jednego z teatrów West Endu, na Upiora w Operze.

Mikołaj Wyrzykowski

zapiski z Londynu

london-bridge-1