Budzę się i słyszę parskanie konie. Niemożliwe, to chyba sen, przecież na noc zaparkowaliśmy na poboczu drogi którą jeżdżą samochody, blisko morza, drogi prowadzącej do Saintes- Maries- de- la- Mer. A jednak parskanie koni słyszę coraz wyraźniej. Czym prędzej ubieram się, i wybiegam, żeby nie utracić tego widoku. Dzisiaj pierwsze co zobaczę to będą konie!
Owszem tuż za naszym kamperem stał transporter do przewożenia dwóch koni. Koni jednak nie było. Biegnę nad morze. Poranne słońce jeszcze łagodnie grzeje. Morski piasek w jego świetle pomalował się na kolory złoty, a łowiący już wędkarze zastygli w tym świetle niczym nierealne postacie. Wiatr delikatny wietrzyk, a wokoło panowała cisza. Tłumy osób, które wczoraj wygrzewały się w tym miejscu na słońcu, jeszcze pewnie spały po wczorajszym plażowaniu. Dla nich było za wcześnie.
Jednak to wszystko stanowi tylko podkład do mojego najpiękniejszego obrazu z rejonu Camargue we Francji.
Wracam do kampera, budzę śpiących- Szybko, jeszcze możecie to zobaczyć, potem już będę mogła wam to tylko opowiedzieć. – I poskutkowało natychmiast!
A uwierzcie mi w takim przypadkach nie ma co zwlekać!
Tak poznaliśmy Betrice Chomel i konie, które ona ratuje: Lassso ( 27 lat- kasztanowy), Chaco ( 19lat), Figaro ( 19 lat), Sinfonia ( 16 lat ).
Następnego dnia wcześnie rano, historia powtórzyła się. Jestem szczęśliwa, że mogłam ponownie zapatrzeć się na nich. A to wszystko zdarzyło się tylko dlatego, że nocowaliśmy kamperem przy drodze, właśnie w tym miejscu.
Beatrice to było niezapomniane spotkanie.
Zamykam oczy i nadal widzę słońce, morze, konie i pływającego psa.