Skuter zaparkowaliśmy tuż przy nieco stromym pieszym zejściu do Calanques de Figuerolles, zatoce morskiej wśród skał o kolorze szmaragdowym, położonej w pobliżu La Ciotat. Po przejściu kilku stopni tuż za zakrętem pojawiła się bujna zieloność i przedziwne wapienno-kamienne skały o przedziwnych ukształtowaniach, jakby małe dziecko siedząc nad brzegiem morza wylewało z wiaderka jeszcze nieco wilgotny piasek tworząc przeróżnej wielkości stożki i pagórki. Razem z Wojtkiem zgodnie orzekliśmy, że najwyższa skała na tej calanques przypomina nam dumnie wyprężoną głowę orła, który spogląda na wchodzących na jego terytorium. Przepuścił nas.
Rozłożyliśmy się tuż przy brzegu i ciesząc się jak dzieci wskoczyliśmy do wody dołączając do nurków próbujących spenetrować dno zatoki oraz do leżących nieco bezwładnie wprost na wodzie pływaków łączących swój oddech z falującego nieco wodą. Nad nami po kamiennych skałach wspinali się śmiałkowie, aby z wysokości wskakiwać do wody.
Ciężko jest jadąc na skuterze odebrać telefon. Ciężko jest dla mnie. Lokalni skuterowcy wkładają telefon pod kask, tak, aby wystawał na pół długości i rozmawiają. Nie mam jeszcze tej odwagi. Kiedy dzwoni Mikołaj parkujemy w cieniu palmy
– W Santiago de Compostella trwa właśnie wielka Feta św. Jakuba, co tutaj się dzieje, czekaliśmy dwie godziny na wejście do bazyliki, wszystko opowiem, nagrywałam swoją wersję filmu „Droga życia”.
Ania, Francja, 25.07.2015