Podróż z Czarodziejką po Miszę

Ta podróż zaczęła się od telefonu Ali, o której zwykle lubię mówić Czarodziejka – Pojedziesz ze mną po psa do schroniska, obiecałam mu, że właśnie dzisiaj będzie wreszcie ze mną w domu ?- zaczęła Ala i dodała-  A ja no cóż mówić, jestem po kraksie rowerowej, chodzę o laseczce, z kolanem, które przeszkadza mi w moich planach. Wiesz obiecałam, że to będzie właśnie dzisiaj, psi dzień. Pora już otrzeć łzy po poprzednim psie, czas na nowego przyjaciela. Nazwiemy go Misza.

Cóż za zbieg okoliczności pomyślałam, znam to imię, i przeniosłam się wspomnieniami do małej prowansalskiej winnicy, gdzie wśród winogron biegała Misza, suczka rasy shar pei. Jej imię było nieco egzotyczne dla Francuzów, a dla mnie brzmiało swojsko, niczym bohaterka jednego z telerankowych filmów z czasów szkolnych. Ha, znów Francja powraca uśmiechnęłam się, chodząc po kuchni podczas, gdy Ala pakowała się do wyjazdu- Zobacz jest już- czerwona smycz, bo każdy pies w naszej rodzinie miał czerwoną,  i jest czekające na niego legowisko, już idziemy, tylko gdzie jest moja laska ?

Szukając zatrzymałam się w kuchni Czarodziejki. Na ścianie wisiała sporej wielkości nieco kremowa kartka – zupa z jabłek. – Ooo, nigdy nie jadłam – powiedziałam – i dodaj odrobinę francuskiego wina -dodałam po chwili. – Alu koniecznie robię zdjęcie, ależ ten dzień jest pełen podróży.

Był to pierwszy dzień jesieni obfitujący nie tylko w podróż po Miszę i odkrycie zupy jabłkowej z dodatkiem wina francuskiego. Było w nim także domowe winobranie, bo – musisz moim winoroślom ulżyć w noszeniu ciężarów- powiedziała Alicja, więc nie mogłam odmówić, i była też podróż do sadu po jabłka antonówki, o dwie ulice dalej, z buszującymi w trawie dwoma psami, choć każde z nas szukało czego innego.

Ania

Zupa z przepisu aromatyczna i jesienna, dodałam do niej makaron kokardki, zaś z winogron, za radą Czarodziejki zrobiłam przy użyciu sokownika i cukru żelującego winogronową galaretkę.