Maszerujemy nieco wąską drogą do Village des Bories, w południowym skwarze zostawiwszy kampera na obszernym, bezpłatnym parkingu. Idziemy nieco wężykiem, raz z prawej raz lewej, kamienne murki ze swoim cennym w tych okolicznościach cieniem wyznaczają nam trasę. Co jakiś czas mijają nas samochody osobowe z pełną obsadą pasażerów. Pokonują trasę dość szybko, my zaś trawimy ją powoli, ze smakiem, po prowansalsku, przez półtora kilometra. Przy drodze mijamy gaje oliwne z chórem cykad i rosnącymi z ziemi kamieniami. Tutejsza ziemia rodzi drogocenne wina, kolorowe pola lawendy, oliwę, którą można pić kieliszkami, no i kamienie. Jeden z poznanych w tej okolicy winiarzy często powtarzał- mamy dobre wino, bo mamy kamienie.
Do miasteczka kamiennych domów wchodzimy przez obszerne klimatyzowane pomieszczenie. Tuż przy szerokim blacie z obsługującą klientów uśmiechniętą kobietą pilnuje porządku rozłożony na chłodnych, kamiennych kaflach mały pies. Siła, spokój i perfekcja.
Otwieramy kolejne drzwi rozpoczynając naszą wędrówkę od domu do domu. Tu piekarz, tam hodowca bydła, a tutaj gotujemy. W domach jest przyjemnie chłodno – to lepsza jak klimatyzacji. Tylko okna. Czujemy się nieco ograniczeni, choć zerkanie przez kolejne kamienne otwory sprawia nam coraz większą radość. Małe dzieci ze skupieniem na twarzach wędrują po domach z kartkami zaznaczając na nich kolejne miejsca i tworząc swoje artystyczne wizje. Zabawa miesza się z nauką.
-Tutaj zamieszkamy- oznajmiam wychodząc z kolejnego domu, po czym wspinam się na najwyższe piętro do kamiennego schowka. Aparat trzaska kolejne zdjęcie, ileż kamieni, czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałam. Tuż obok jednego z domów rosną figi z pękająca w słońcu skórką. Są już nasze.
Ania, Village des Bories w pobliżu Gordes, sierpień, Francja 2015
Z racji dużej ilości zdjęć i filmów materiał podzieliśmy .
Film
Foto