Atmosfera jest gęsta, kadry ciasne. Kamera śledzi wędrówki bohaterów, podąża za nimi jak lunatyk we śnie. Film zdaje się kołysać, rytmicznie wprowadzając w trans, pozorny spokój, który prowadzi do wybuchu wszystkich tłumionych emocji. Ale czym jest słoń, który czasem pojawia się jako halucynacja? Może, pośród brudu, agresji, dzikości i wszechogarniającej dżungli, która rozciąga się od Sri Lanki do Paryża, słoń stanowi wyraz odwiecznej tęsknoty za spokojem i harmonią, za utraconym rajem?
Kiedy „Imigranci” zdobyli Złotą Palmę w Cannes, film ten był aktualny, ale nie tak jak teraz, w
listopadzie, kiedy wszedł do kin. Jacques Audiard scenariusz napisał już 5 lat temu: to pokazuje tylko, jak problem ukazany w filmie od dawna narastał, a teraz stał się jeszcze bardziej obecny.
Ale czy można w ten sposób uogólniać? Czy film w polskim tłumaczeniu nie powinien raczej zachować oryginalnej nazwy „Dheepan”, a nie występować jako „Imigranci”?
Dheepan to imię. Imię wymyślone, nadane, pozorne. Należy do człowieka, który kiedyś walczył po stronie Tamilskich Tygrysów na Sri Lance, teraz ucieka przed śmiercią na Zachód – tam, gdzie ma nadzieję znaleźć lepsze życie, a nawet raj na Ziemi. Ucieka na fałszywych paszportach, przyjmując fałszywe imię Dheepan i przygarniając dziewczynkę oraz kobietę z przypadku, z którymi ma tworzyć fałszywą rodzinę. Wszystko tu jest pozorne. Bohaterowie myślą na początku, że uda im się to przezwyciężyć, przekuć pozory w prawdę, ustatkować się we Francji. Ale to tylko marzenia. Rzeczywistość w Paryżu ich przytłacza, nie potrafią się odnaleźć w obcym mieście, otoczeni obcym językiem i obcymi ludźmi. Jacques Audiard gra z naszymi uczuciami. Na samym początku filmu widzimy Dheepana, który wyłania się z ciemności, obwieszony tandetnymi świecidełkami. Jest handlarzem na ulicach Paryża. Groteskowym i zupełnie obcym. Reżyser już na początku pokazuje, jak bardzo imigrant ze Sri Lanki nie pasuje do otoczenia. To, co widzimy, kontrastuje z anielską, senną muzyką.
Dheepan zostaje dozorcą na blokowisku, gdzie zamieszkuje razem z żoną i córką. Próbują się zasymilować, żyć bezpiecznie – tyle że na blokowisku królują sprzedawcy narkotyków, często dochodzi do strzelanin. Bohaterzy uciekli ze Sri Lanki przed wojną, a tutaj nie zastali wcale nic innego. Znów trzeba użyć siły, tu nadal jest dżungla, gdzie panuje dzikość, brutalność. Teza, jaką stawia Jacques Audiard, nie jest optymistyczna: mówi o tym, że świat, z którego przychodzimy, zabieramy ze sobą wszędzie, dokądkolwiek idziemy.
Realizm filmu potęguje gra aktorska. Główny bohater to prawdziwy uciekinier ze Sri Lanki, który w latach osiemdziesiątych przyjechał do Francji, parając się różną pracą, by w końcu spróbować swoich sił jako pisarz i dramaturg. I właśnie: jego historia stanowi kontrast dla historii głównego bohatera. Dlatego też trzeba przyznać, że Jacques Audiard nakręcił dobry film: wstrząsający, choć nie dotykający wszystkich odcieni problemu. Nie można jednak oczekiwać, by jedno dzieło ukazywało wszystkie strony. Zresztą, to film mówiący o konkretnych osobach, ich próbie asymilacji oraz rozbicia muru pozorów i obcości.
I tak właśnie należy go traktować. Jako film o Dheepanie, nie o wszystkich imigrantach.
Mikołaj Wyrzykowski
Imigrancji/Dheepan (2015) reż. Jacques Audiard
Recenzja ukazała się na Blogu Międzynarodowego Festiwalu Tofifest – LINK