Coraz bardziej odkrywam, że Prowansja jest rzeczywiście regionem, w którym sztuka, jak mówił Van Gogh, wprost tętni. Latem w Avignon odbywa się słynny festiwal teatralny, w Aix en Provence festiwal operowy, zaś w Arles, stolicy Camargue, w tym samym czasie ma miejsce festiwal fotograficzny.
Na początku nawet o tym nie wiedziałem. Pojechałem do Arles i spacerując ulicami (rankiem miasto wygląda jak opuszczone!), zauważyłem fotografie przyklejone do murów kamienic, które w pewnym momencie zaczęły się pojawiać. Najpierw jednak, druga, aż w końcu całą fasada obklejona fotografiami. To były swego rodzaju znaki, ktore zaprowadziły mnie do „Świątyń fotografii”: starych kościołów, opuszczonych fabryki oraz ukrytych w różnych częściach miasta sal, wypełnionych fotografiami.
Artyści z całego świata, najróżniejsze tematy i style. William Klein, który w Tokyo zrobił serię zdjęć parze mężczyzn, tańczących dla niego taniec buto na ulicy oraz w metrze. Danila Tkachenko, dokumentująca pozostałości po sowieckich bazach, zatopionych we wszechogarniającej bieli śniegu. Hans Silvester, swoim zdjeciami opowiadający o życiu plemienia Bench mieszkającego w Etiopii. Charles Freger, który stworzył swoimi fotografiami wyimaginowaną japońska wyspę, zamieszkaną przez tradycyjne i wymyślone potwory.
Dobrych ekspozycji jest za dużo jak na jeden dzień. Zaledwie po popołudniu zostałem już ofiarą niektórych mistrzowskich ujęć, które nie pozwoliły mi zwiedzać dalej. Kilka ekspozycji i byłem pełen. Dawno nie widziałem tak dorbch fotografii.
Aż wstyd przyznać: to bardzo znany festiwal, a ja go odkryłem zupełnym przypadkiem. Ale co tam, jeśli wy będziecie jeszcze w Arles, to polecam skorzystać z okazji. Les rencontres de la photographie trwaja od początku lipca do 25 września. Warto wtedy kupić sobie pass na wszystkie wystawy: odkrywac jednocześnie miasto i fotografie.
Mikołaj Wyrzykowski