Do pierwszej wystawy w czasie Festiwalu fotograficznego w Arles przyciągnęło mnie Camargue. Znam i uwielbiam ten francuski Dziki Zachód, ale żeby kręcono tam westerny? Zupełnie nie miałem pojęcia.
Okazało się, że to ponownie dzięki markizowi de Baroncelli, który od zawsze promował tradycję tego regionu, film zawitał do Camargue. W 1911 Jean Durand i Jack Hamman podpisali z Gaumont kontrakt na serię filmów, m.in. „Cent dollars mort ou vif”, „Le Railway de la mort” czy „La Praire en feu”. Camargue ze swoimi bykami, rozciągającymi się na rozlewiskach ranczami, Cyganami tańczącymi flamenco na ulicach Saintes Maries de la Mer oraz nieznośnym komarami stało się francuską Arizoną lub Nebraską.
Filmowym przebojem był nagrany w 1963 „D’ou viens tu, Johny?” z Johnym Hallyday, paryżaninem uosabiajacym amerykański sen w roli głównej – bohater, uciekający przed dilerami narkotykowymi, zostaje uratowany przez kowbojow z Camargue, gdzie też zmierza spędzić dalszą część życia.
Kolejnym znanym filmem jest choćby „Le crin blanc”, który wygrał Złotą Palmę w Cannes w 1953 za najlepszy film krótkometrażowy. Region stawał się coraz bardziej znany, aż Marlboro zdecydowało się na zdjęciach reklamowe właśnie z kowbojami z Camargue.
Ten region nie przestaje mnie zadziwiać.
Mikołaj Wyrzykowski