Dziennik pokładowy. Bez schładzania (31)

Jest zimno. Temperatura na dworze 10 stopni, w kamperze 14.  Wino Bandol możemy pić bez schładzania – komentuje Wojtek. To całkiem niezły dowcip, jak na ostatni dzień oczekiwania na majstra, który jutro otworzy swój warsztat. Jakoś musimy przetrwać w tym nic nierobieniu. Wiemy już gdzie jest woda do picia i McDo z dostępem do WiFi.

Leżę opatulona kocem w górnej alkowie kampera. Flagi pobliskiego salonu samochodowego furkoczą złowieszczo na wietrze. Zimno i mokro. – Wiesz, nie wiemy ile mechanik weźmie za naprawę, ale gdyby nawet koszt wyniósłby tyle ile zostało nam z winobrania i tak nasza historia jest dobra. Było warto- rozmyślam na głos.

Mogliśmy poznać nowych ludzi, jeść regionalne potrawy, cieszyć się jak małe dzieci z prostych rzeczy jak na przykład polewanie z węża, a przecież nadal pamiętam jak przed naszym wyjazdem słyszałam od Izy, jak od wielu lat marzy o tym, aby być na winobraniu i nadal nie może. Bo praca, bo zły termin, bo winobranie to jednak nagły wyjazd uzależniony od pogody.

Spoglądam na moje ciągle jeszcze niedomyte po winobraniu ręce i jakoś niespecjalnie zależy mi na tym, aby wejść w elegancki świat, który wymaga od nas wiele, w zamian żądając utraty tego co najcenniejsze.

– Już jutro, już jutro- woła Wojtek kiedy jedziemy skuterkiem do Ansbach.

Trzy pary spodni na dole, sześć warstw ubrania na górze, a nadal zimno, nie poddajemy się.

Anna Wyrzykowska, Ansbach 3.10.2016

Zapisz

Zapisz