Do tej pory znałem ikonę Marylin Monroe, lecz nie znałem jej historii. Przyznam się, że chyba nawet nie oglądałem jej w żadnym filmie. Byłem zupełnie zielony i zdaje mi się, że nadal taki jestem. Wybrałem się jednak ostatnio na wystawę jej fotografii w Hotel de Caumont w Aix: nie mogę powiedzieć, że poznałem Marylin Monroe, ale mam kilka wrażeń, którymi chciałbym się z Wami podzielić.
Kim była Norma Jeane?
Urodziła się w Los Angeles: jej rodzice wciąż byli nieobecni, matka pracowała w Hollywood, więc dziewczynka swoje dzieciństwo spędziła w pensjonatach i rodzinach zastępczych. Mając 18 lat, już zamężna, zaczęła pracować w fabryce, nadzorując konstrukcję spadochronów. Jednocześnie rozkwitała jej kariera modelki cover-girl. Zaledwie dwa lata później podpisała swój pierwszy kontrakt z wytwórnią 20th Century Fox.
Jaką była osobą?
„Nieustannie odkrywałem jej gładką skórę, jedną z tych, która raczej wydziela światło zamiast je pochłaniać”, mówił o młodej modelce Andre de Dienes. Fotografowie szaleli na jej punkcie. Marylin była niezwykle fotogeniczna, wprost urodzona, aby robić jej zdjęcia. „Fotografować Marylin, to jakby fotografować samo światło”, stwierdził Bert Stern. Dokładnie wyczuwała , co ma robić. Nie trzeba było nic jej mówić. Wciąż się ruszała, pozując w zupełnie nowy, zaskakujący sposób. „Jeśliby tylko znieruchomiała, jej piękno natychmiast by uleciało”, kontynuował Bert Stern.
Zatrzymałem się dłużej nad jednym cytatem: „Wydaje ciche piski, przewraca się po dywanie. Wkłada kwiat do ust, jakby to był papieros. To naturalna improwizacja, pełna werwy i szaleństwa. To wszystko kończy się prawdopodobnie we łzach”.
We łzach. Marylin była znana ze zmienności swoich humorów. Potrafiła przez 12 godzin sesji „grać swoją Marylin”, jak się wyrażali fotografowie, po czym zmęczona siadała w kącie pokoju: wino i wybuchy śmiechu się skończyły, a ona znów przypominała smutną, samotną dziewczynkę. Czy taka była właśnie Norma Jeane? Co czuła, gdy ściągała z twarzy maskę gwiazdy Hollywood i wracała do swojego domu w Los Angeles czy Nowym Jorku? Nie wiem. Andy Warhol powielił jej zdjęcia, rozciągnął jej ikonę w nieskończoność, tak że trudno dostrzec, co kryje się za tym wielokolorowym portretem.
W jednej sali Hotel de Caumont zapętlony jest fragment wywiadu radiowego, w którym Marylin Monroe odpowiada na pytanie dziennikarza, czy jest szczęśliwa. Mówi, że jeśli miałaby to ująć ogólnie, jest raczej nieszczęśliwa. Szczęście przychodzi do niej tylko chwilami, kiedy na przykład osiąga perfekcję w swojej pracy. Ma jednak nadzieję być szczęśliwa. Dalej kontynuuje, że chciałaby być bardziej towarzyska, ekstrawertyczna. Mówi, że nie przeszkadza jej samotność, a czasem wręcz aspiruje ona do samotności.
Po wyjściu z wystawy te słowa długo odbijały się echem w mojej głowie. Marylin Monroe u szczytu sławy, ikona Hollywood, obracająca się w towarzystwie gwiazd, nie jest szczęśliwa? Czy tak naprawdę wciąż była Normą Jeane, dziewczynką siedzącą w kącie pokoju, która już nie mogła uwolnić się od „grania swojej Marylin Monroe”? Osiągnęła ogromny sukces: zaczęła od cover-girl, pin-up girl i symbolu seksu, a skończyła na słynnej, ostatniej sesji dla Vogue z Bertem Sternem, która miała promować ubrania słynnych projektantów, takich jak Dior, ale w końcu stała się sesją poświęconą wyłącznie Marylin Monroe, która nie potrzebowała słynnych nazwisk, a wyłącznie własnego piękna, aby być fotografowana. Była perfekcjonistką i osiągnęła to, co zamierzała. Zmarła, przedawkowując leki nasenne. Czy stała się ofiarą własnego sukcesu?
Kim była Marylin Monroe?
Mikołaj Wyrzykowski