Co dobrego można gotować w kamperze? Co ze sobą zabrać i jak korzystać z produktów lokalnych? Czy dobra kuchnia jest na pewno możliwa w warunkach kamperowych?
Kiedy w zeszłe wakacje planowaliśmy wypad na Chorwację, jako ochotnik zgodziłem się objąć niezwykle ważną i odpowiedzialną rolę, jaką jest kucharz pokładowy. Ta praca wymaga kreatywności, zmysłu organizacji oraz myślenia naprzód… i to czasem bardzo. Już parę tygodni przed wyjazdem, kiedy jeszcze byłem w Santiago, dostałem telefon: „Ale co mamy kupić, jakie produkty ze sobą zabrać?”. I tak zacząłem się zastanawiać…
Po pierwsze, trzeba upiec chlebek bananowy, bo jest to nieodzowny element podróży. Dalej, jeśli mieszkacie na wsi lub w Sosnowym Lesie, nie można zapomnieć o wszelkich wiejskich specjałach, cytuję: „mleko od chłopa, jajka od chłopa, twaróg od chłopa”… nie wiem, co wasz chłop jeszcze daje, ale bierzcie wszystko.
Inne podstawowe produkty: oliwa z oliwek (choć jeśli jedziecie w region Morza Środźmiemnego, kupicie na miejscu…), makaron, ryż, makaron ryżowy, sos sojowy, zioła prowansalskie (a jakże!)… i warzywa oraz owoce, które macie pod ręką. W naszym przypadku były to papryczki Padron, które zasadziliśmy po powrocie z Camino. A skoro ja ponownie wracałem z hiszpańskiej Galicji, pod rękę nawinęła się również tarta Santiago.
Możemy zaczynać: przenieśmy się od razu do Chorwacji. Pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy, było zatrzymanie się u przydrożnego sprzedawcy, kupienie oliwy i wina, a później znalezienie noclegu. Udało nam się zatrzymać naprawdę niedaleko plaży; kiedy kierowaliśmy się nad morze, którego gałęzie uginały się od owoców… nie powstrzymywaliśmy się przed zrywaniem. Taka forma śniadania już następnego dnia przerodziła się w dżem figowy, który ugotowaliśmy w warunkach kamperowych i jedliśmy wraz z okrągłym, pulchnym pieczywem oraz chorwackim twarogiem w formie rogala.
A na obiad… skoro mamy tyle świeżych fig, czemu również ich nie użyć? Wystarczy połączyć ser feta z odrobiną wspomnianego twarogu, dodać orzechy włoskie, sok z cytryny oraz, jeśli macie, listki rukoli. Ugotować makaron i voila!
Kolejnym świetnym rozwiązaniem jest kuskus. Wymaga włączenia tylko jednego palnika, co już jest ulgą, gdy zatrzymujecie się w środku lata na przerwę obiadową. Polecam marchewkę podsmażaną na cebuli z dodatkiem cynamonu, cytryny, rodzynek i orzeszków ziemnych. Prosto i smacznie. Podobną zaletę posiada makaron ryżowy, który można jeść z na szybko podsmażony warzywami i sosem sojowym.
Warzywem, które pozwala na mnóstwo rzeczy, jest cukinia. Ja lubię ją przygotowywać w sosie pomidorowym z cebulą i czosnkiem albo, jeszcze lepiej, w ajwarze, z dodatkiem ziół prowansalskich i odrobiny czerwonego wina. Można ją wtedy jeść jako tzw. „rice and things” lub z chorwackim pieczywem, które ani jednego dnia nas nie opuściło! Czasem zdarzało się też kupić lokalne drożdżowki na śniadanie 😉
Największą przyjemnością jest jednak, jeśli nie sjesta poobiednia, to zabranie tego, co ugotowaliśmy, i wybranie się na plażę, by oglądać zachód słońca. Fale rozbijające się o skały, intensywnie pomarańczowe słońce chowające się za wieżami miasta… jeden z najpiękniejszych widoków, jakie w życiu widziałem. I przeżyć: tak, wtedy właśnie kuchnia staje się prawdziwym przeżyciem.
Później powracają wspomnienia i powracają smaki, mamy więc ochotę je powtórzyć, ugotować jeszcze raz te same potrawy i przenieść się w świat wakacji… Dlatego też my kupiliśmy książkę o kuchni Dalmacji autorstwa Roberta Makłowicza i, gdy zbliżała się jesień, przedłużaliśmy lato wraz z nowymi oraz znanymi przepisami.
Dlatego właśnie gotowanie w czasie podróży jest tak ważne. To, co jemy, konstruuje nasze wspomnenia. Sytuuje się między dwoma ekstremizmami, jakimi jest chodzenie do restauracji oraz jedzenie makaronu z sosem pomidorowym; no bo powiedzcie, jak można oprzeć się i nie zerwać paru fig z drzewa, by przygotować obiad? Tylko uwaga: jeśli zaczniecie w ten sposób, jako kucharz pokładowy jesteście straceni już do końca wyprawy.
Mikołaj
PS. Ach, bym zapomniał: bez arbuza wakacyjna podróż przecież nie istnieje!