Zaraz po mszy zaczynają się obchody 14 lipca, czyli dnia zdobycia Bastylii. Defilada przechodzi od statuy wolności do placu przy Hotel de Ville, tam słyszymy przemowę oraz „Marsyliankę” grana przez orkiestrę. Następnie tłum się rozchodzi, większość idzie wraz z nami na rynek. Nikt nie zwraca uwagi na małego pieska, który ma zbyt krótką szyję, by napić się wody z fontanny.
W niedzielę przed południem rynek tętni życiem. Jest tam stary hipis, słuchający Erica Claptona w kapeluszu panam, jest mały zespół, grający na djembe i ukulele, jest gość sprzedający melony, obok stoiska z serami, dalej tandetne zegarki i piękne wycieraczki, również z wizerunkiem collie.
Kupujemy jedną, zaraz potem przechodząc do miłej pani, która sprzedaje mi białą, prowansalską czapkę, którą od tej teraz będę zakładał na głowę każdego dnia. Polubiła nas zaraz po tym, jak powiedzieliśmy, że jesteśmy Polakami.
Dalej widzę gościa sprzedającego mięso- ma w sobie coś z tradycyjnego handlarza, który lubi się targować, zagadywać klientów, a do tego wygląda tak, jakby całe życie przesiedział w jakieś gospodzie. „Arrivedertci!” krzyczy za mną, gdy mylę się, i zamiast „Merci” mówiąc „grazie”. Zresztą, nie jest ze mną tak źle. Królowa rudych smoków od samego początku mówi „grazie” i jest to jedyny moment, kiedy nie porozumiewa się z Francuzami po polsku.
Mijam sprzedawcę, który śpiewa, krojąc pomidory i kierując się zapachem idę do stoiska, gdzie na wielkich patelniach smażą się owoce morza. Zdążyłem zdegustować już wszystko, co było możliwe, teraz więc przyszedł czas na zamówienie moules, które są tutaj cztery razy tańsze niż w restauracji.
Czekając, aż sprzedawczyni nałoży mi je do pojemnika, przyglądam się leżącym na kostkach lodu langustom- co jakiś czas jedna z nich lekko poruszy którymś z odnóży…
Wracamy na winnicę. Doszedłem już do punktu, w którym spotkanie na winnicy, jest tym samym co spotkanie w lesie. Siadam więc do stołu i jem spaghetti alla carbonara, co chwila podnosząc do ust kieliszek z różowym winem Bandol. „Za nas, za kudłaczy!”- wnosi toast Skaczący po Falach.
Mikołaj Wyrzykowski
Wspomnienia francuskie 2013