Są takie noce, kiedy wracam oszołomiony, odurzony, tracąc kontakt z tym, co się dzieje, ze sobą, i właśnie wtedy czerpię największą radość z rzeczywistości.
Idę prowadzący obok plaży promenadą, mijając przepływających obok mnie niczym widma ludzi, obserwując tych, którzy siedzą na plaży, usiłując sięgnąć wzrokiem horyzontu, jedzących małże, robiących gwiazdy przy brzegu morza, znikających w tytoniowym dymie i na nowo pojawiających się w światłach neonów.
Siadam na chwilę, próbując przebić wzrokiem ciemność i umysłem ogarnąć ogrom morza. I już jest dobrze, już mogę iść dalej, odwrócić się od latarni i cichego księżyca, zanurzy się w wir zabawy, do której zaprasza przechodniów DJ i tańczące dzieci.
Piękna noc, w której tłumy przelewając się prze promenadę, leża na plaży, podgryzając ciepłe churrosy, czekając na coś w ogólnym zamieszaniu, w swej zbiorowej nieświadomości.
Wracam o północy do kampera, w senności księżyca i żywym blasku latarń, wracam do domu, witając i żegnając kolejny dzień.
Mikołaj Wyrzykowski
Wspomnienia francuskie 2013