Wszedłem do campera jak w odwiedziny do dobrego przyjaciela, zastanawiając się, co też mogło się tutaj zmienić. Książeczka do nauki francuskiego leżała obok brzoskwiń, robocza koszulka i spodnie powieszone były na oparciu fotela, alkowa jak zwykle tonęła w chaosie rozwalonej kołdry i dziesiątek innych rzeczy, wszystkie półki były zapełnione nieznanymi przedmiotami. W radiu nadawała stacja Nostalgie, przez otwarte okna zaglądał wiatr.
Nie mogąc wyjść ze zdziwienia, zapytałem Skaczącego Po Falach, skąd tez wytrzasnął drukarkę i duży ekspres do kawy, ale moje pytania na razie pozostały bez odpowiedzi.
Ten dzień spędziliśmy na miejscu rozkoszując się błogim spokojem winnicy. Po kąpieli pod prysznicem solarnym zawieszonym na gałęzi drzewa oliwnego, kiedy na ziemie opada kurtyna mroku, wraz z psami przechadzam się po terenie, który Anioł wybrał, by dawał mi tyle szczęścia.
Nastawiam uszy i nosa, wytężam wzrok, jak gąbka chłonąc wszystko, co nowe, co dociera do moich zmysłów. Nieskazitelnie biały koń stoi i pręży się dumnie za ścianą drzew oliwnych, winorośle zdają się jakby na zawsze wtopione w krajobraz tego miejsca.
Pulchny księżyc powoli zalewa mlecznym blaskiem kamienny domek, na którego popękanych murach mnożą się zielone liście. Przenoszę wzrok od ogromnego, wyrastającego z otchłani nocy drzewa do świateł płonących w oknach domów przy porcie La Madrague.
– Co ty tu robisz ?- Skaczący po Falach dziwi się, że nie jestem w camperze.
– Nic takiego, tylko spaceruję…
Zmęczony wracam do campera. Gasimy światła, zmawiamy modlitwę wieczorną i mówimy sobie „Bon nuit”. Zasypiam prędko jak człowiek, który przeżył zbyt wiele, by o tym myśleć, ukołysany przez gasnący śpiew cykad. Kszy, kszy, kszy…
To co teraz, przeżywam pełniej dzięki temu, co przeżyłem kiedyś.
Mikołaj Wyrzykowski
Wspomnienia francuskie 2013