O rzut beretem z La Ciotat leży Ceyreste- „małe, urokliwe miasteczko w górach”, jak powiedział mi pracownik informacji turystycznej. To wspaniałe miejsce, by spacerować, zagubić się i poczuć rytm życia mieszkańców. Brak tu widowiskowych fontann, monumentalnych zabytków, bogatych muzeów. Jest jedynie miasteczko.
Czy to miasteczko niezwykłe? To zależy od nas. „Tutaj właściwie nic nie ma”- mówię sobie, ale po chwili dodaję- „I niczego więcej nie potrzeba”. Spaceruję zacienionymi uliczkami, nad głową- niebieskie okiennice są otwarte, z wnętrz domów jak muzyka wypływają rozmowy Francuzów.
Cynamonowe słońce pełznie po dachach, winorośl wspina się na mury, szmer strumyka kontrastuje z kamiennym milczeniem wąskich uliczek. co jakiś czas pojawią się grupki dzieci, które pewni właśnie przed chwilą wymyśliły nową zabawę ; siedzące przy grządkach z kwiatami gołębie poderwą się do lotu, minie nas mężczyzna w białym stroju i z bagietką pod pachą, kobieta w jaskrawej spódnicy zamknie małe, drewniane drzwi prowadzące do swojego domu. Nie towarzyszy temu żaden dźwięk, który nie byłby doskonale zespolony z duszą tego miasta, żaden dźwięk inny od ciszy. I żadna cisza inna od dźwięku.
Ceyreste tchnie spokojem, jakiego nam wszystkim potrzeba- jego mieszkańcy mają czas, by usiąść w kawiarence, pospacerować, zajrzeć na chwilę do domu.
Tylko nasze psy ciągną do kotów, które z gracją przechadzają się po murach kamienic i których serca biją już tak samo jak serce miasteczka w górach.
Dzwon wieży kościelnej wybija godzinę 11, kiedy siadam na schodkach i pociągam z butelki długi łyk wody, która niestety nie jest już tak chłodna. Nalewam również trochę wody psom i wtedy mój wzrok natrafia na napis :” Po co żyjesz, dla kogo żyjesz?”.
Zamykam oczy i czuję się jak na winnicy, gdzie nie potrzeba żadnych fajerwerków, by zostać oczarowanym.
Mikołaj Wyrzykowski
Wspomnienia francuskie 2013