Niegdyś tymi uliczkami Aix de Provence przechadzał się Cezanne, wiodąc tu swój samotniczy żywot. Był upartym i kłótliwym indywidualistą, a poza tym, pedantem do tego stopnia, że numerował wszystkie swoje rekwizyty. W swoim malarstwie próbował dociec istoty utrwalania rzeczywistości na płótnie- pomagała mu w tym góra Sainte-Victorie. I całe szczęście, że był artystą!
Dwóch studentów, którzy najwyraźniej nie mieli, dokąd wyjechać na wakacje, siedzi w słynnej Les Deux Garcons w Aix de Provence i rozmawia o dokonaniach Cezanne.
Zarwali niejedną noc, by dokończyć malowanie swoich prac, których nikt nie widział ani nie chciał zobaczyć- oprócz paru znajomych. W oczach mają ogień charakterystyczny dla osób, które stawiają twardo na swoim i mimo, że cały świat może im się sprzeciwić, będą kontynuować swój lot. „Teraz jesteśmy bezimienni”- mówi jeden z nich- „Ale kiedyś, może za sto, może dwieście lat ludzie sobie o nas przypomną, odkopią z otchłani przeszłości, zrozumieją, co my teraz robimy.” Drugi kiwa miarowo głową, jednocześnie błądząc myślami gdzieś po nieznanych krainach, uczestnicząc w tej odwiecznej pogoni za niewyrażalnym.
Cours Mirabeau tętni życiem, pełne podniecenia i wszechobecnego rozgardiaszu, cio chwila wtrącając fałszywą nutę, by znów móc powrócić do czystej harmonii śpiewanej przez siebie pieśni. Sznur samochodów okrąża Fontaine de la Rotonde i posuwa się dalej przez Aix de Provence, mijając kolejne stare, zarośnięte fontanny.
W ich kropelkach migocą promyki słońca i wygląda to tak, jakby zamiast wody z powrotem opadał radosny deszcze iskierek. Platany stoją rzędem wzdłuż ulicy z tą swoją dumą i dostojnością, rzucając cienie na szerokie chodniki. W różne strony śpieszą nimi turyści; jest wśród nich mężczyzna, który pewnie należy do Gangu Dzikich Wieprzy, jest dziewczyna o gładkich włosach i pokaźnych rozmiarów słuchawkach na uszach, która wciąż narzeka na głos, że musi za czymś gonić.
Przy jednej z wielu kawiarenek stoją dwie starsze Amerykanki, reagując na nasze psy podobnie, jak kiedyś musiały reagować na Beatlesów. Są wielkimi miłośniczkami psów i dzięki nim, dowiaduje się ,ze skarpetki to jedna z rzeczy, które najbardziej świadczą o człowieku- właśnie dlatego- ze z pozoru tak mało znaczą i nie wyrywają się na pierwszy plan. „Piękne łapki” mówię, wskazując właśnie na skarpetki i żegnam się z uśmiechem.
Mijam skrzypka sprawiającego wrażenie tak samotnego, jakim kiedyś musiał być Cezanne.
Mikołaj Wyrzykowski
Wspomnienia francuskie 2013