Zapada zmrok. Gwiazdy pojawiają się na niebie. Robi się chłodno. W Grębocinie gromadzą się tłumy. Przyszli, żeby zobaczyć. Na własne oczy. Przyszli, żeby poczuć. Przeżyć Mękę Pańską jako coś prawdziwego, głęboko wewnętrznego i dziejącego się tu i teraz. Płoną pochodnie. Żołnierze niecierpliwie przestępują z nogi na nogę. Przyszedł czas.
Jeśli się zastanowić, nic się w nas nie zmieniło. Lata mijają, a pewne ludzkie zachowania pozostają takie same. Tłumy biegają od miejsca do miejsca: „chodźcie, szybko, teraz tam!”, krzyczy ktoś, „Musimy być blisko, zobaczyć, jak Piłat będzie Go sądził”, mówią inni. Biegamy tak, żeby być jak najbliżej zdarzeń, widzieć wszystko, co się dzieje: to samo musieli robić mieszkańcy Jerozolimy 2 tysiące lat temu. Coś się działo – trzeba to było zobaczyć. Przynajmniej coś się dzieje. Będziemy mieli co opowiadać. Mniejsza o los skazańca.
Zajmujemy się prozaicznymi sprawami, aby oddalić od siebie ból, choć możemy sobie mówić co innego, wolimy żyć we własnym świecie, bezpieczni, nieświadomi, nieokreśleni – bo gdybyśmy zaczęli w pełni przeżywać to, co się dzieje, byłoby to ponad nasze ludzkie siły. Dlatego podczas podczas Drogi Krzyżowej ludzie opowiadają sobie, co kiedyś widzieli podczas wakacji, „O, popatrz, stuknął się w palec’, rzucają komentarze, kiedy żołnierze przybijają Jezusa do krzyża. Lecz coś do nich dociera. Na pewno. Nie odchodzą z tego miejsca tacy sami. Choćby nawet sami o tym nie wiedzieli, coś w nich się zmienia. Widzą. Czują. Przeżywają.
Kiedy Jezus zostaje zdjęty z krzyża, mama trąca mnie łokciem: „Chodź, to już koniec”, mówi. „Koniec?”, pytam,” Poczekajmy chwilę, może jest coś jeszcze” „Teraz musimy iść. Naprawdę, chodź.”
Słońce już zaszło, ja czekam ranka. Mam nadzieję. Wierzę, że to nie koniec.
Mikołaj Wyrzykowski
Misterium Męki Pańskiej, Grębocin 16.04.2014