Wyszliśmy z domu na ciepły, łagodny wieczór. Na podwórku stały rowery. „To daleko stąd”, zapytałem znajomego z Holandii. „Raczej nie”, odparł, „Prosta droga”. Usiadł na rower i zastanowił się przez chwilę. „Potrafisz szybko jeździć?” Kiwnąłem odruchowo głową. „Ok”, odpowiedział i ruszył z miejsca jak koń, który zerwał się do galopu. Zniknął za zakrętem, ja popędziłem za nim, goniąc wiatr, który uciekał, mijał kolejne ulice, zostawiając za sobą smugi światła i szum samochodów.
„Zwolnij trochę”, poprosiłem w pewnym momencie, co też zrobił. „Mówiłeś, że szybko jeździsz”, zdziwił się. „Żartowałem”, odparłem, ledwo mogąc złapać oddech. To był przedostatni dzień w Leiden. Po głowie chodziła mi piosenka grupy Queen, której słuchaliśmy przed wyjazdem. Miałem ochotę głośno ją zanucić.
„Dlaczego macie tutaj czarnoskórego św. Mikołaja?”, zapytałem. „To nie św. Mikołaj, ale jego pomocnik, Czarny Piotruś. Kiedy św. Mikołaj czeka na dachu, on wchodzi przez komin, by zostawić prezenty.” Zaśmiałem się. „To trochę…” „Tak, tak…to po prostu tradycja”. Wspomniałem o piosence, która chodziła mi po głowie, na co on zaczął ją śpiewać. Dołączyłem się.
Minęliśmy kolejny kanał. Tradycje…Holendrzy mają dziwne gusta, myślałem sobie.
Co prawda takie stropwaffel, to jest coś, co każdy powinien zjeść – wafelki z nadzieniem karmelowym. Ale już czarne, słone żelki o smaku lukrecji… Wszyscy mi je polecali, mówili, że je uwielbiają, ale gdy spróbowałem jednego, był to chyba największy ból, jaki w życiu przeżyłem. Chyba największe zło, jakie można komuś wyrządzić: przywieźć z Holandii czarne żelki jako prezent.
Leiden to piękne miasto, myślałem dalej. Kamienice, uliczki, mosty, kanały, i te wiersze na ścianach w różnych językach…naprawdę piękne.
Najpiękniejsze nocą: ta była jeszcze nieznana, otwarta i niewinna. Właśnie wjechaliśmy do centrum miasta, dwa światełka więcej pośród wieczoru.
„Dokąd jedziemy?”, zapytałem znajomego. „Dobre pytanie”, odpowiedział. „Ale przynajmniej zbliżamy się?” „No jasne. Im więcej rowerów, tym bliżej jesteśmy”. Jechaliśmy dalej, wzdłuż jednego z licznych kanałów miasta, w kierunku jednej z wielu historii, które noc miała nam podarować.
Mikołaj Wyrzykowski
Leiden, 20-23.11.2014