Dziennik francuski. W światłach.

Na plaży siedzą całymi rodzinami Francuzi. Trwa narodowy piknik. Dzień wolny, czas narodowego świętowania. Wokół porozkładanych koców gromadzą się rodziny pochylając się nad rozłożonym pośrodku jedzeniem. Słychać wesołe rozmowy. Po plaży biegają dzieci, bywa, że nawet oglądają bajki na poustawianych na kocach przenośnych komputerach.

Dzwonimy do Mikołaja – Wkroczyłem na wyższy stopień samego siebie- mówi w skrócie Mikołaj o swoim wyjeździe do wspólnoty w Taize we Francji – zaczynam pakować się na jutrzejszy wyjazd.

Trwa koncert na plaży. Przechadzamy się pomiędzy porozstawianymi tuż przy stoiskami – szale, breloczki, pióra we włosy, torebki z puszek, które zatrzymują mnie na dłużej, podobnie jak zawieszone hamaki produkowane na Bali.

– Pamiętam jak oglądałem program, który przedstawiał jak w pewnym sklepiku można było kupić koszulkę za 2 euro, ale najpierw trzeba było obejrzeć film, jak ona jest produkowana -w jakich warunkach, przez kogo, jak długo. I wiesz co- kontynuuje Wojtek – nikt po obejrzeniu tego filmu nie wychodził z koszulką. Ludzie dawali datki na rzecz potrzebujących tego kraju.

– Dobra akcja, ciekawe jak produkowane są te hamaki- biorę do ręki, sprawdzam materiał i odwieszam- jak będzie Mikołaj przyjdziemy porozmawiać o ich produkcji

Wracamy nad brzeg morza. Jest już całkiem ciemno. Przyglądam się biegającemu po wodzie psu, który przy nocnych światłach wieczoru potrafi znaleźć rzucony przez dziecko patyk. Zdejmuję klapki, aby ruszyć na spacer brzegiem morza. Z jednej strony rozbawiony tłum, z drugiej jednostajny szum morza, szu szu, szu…

WP_20150714_060-1

Pora przysiąść na kamieniach, gdy zaczyna się pokaz sztucznych ogni, Kolorowe zmieniające kule, kolorowe wstęgi świateł ruszają i przyciągają. Filmowany obraz nie oddaje tego, co widzą oczy. Filmować czy patrzeć? Obserwować czy żyć?

Końcowe salwy i oklaski, wszyscy klaszczą. Nieśpiesznie wracamy do naszej białej vespy, którą pozostawiliśmy tuż przy wejściu na plażę w długim rzędzie skuterów i motocykli. Ruszamy. Na wąskich uliczkach gdzie nie ma już świateł rozgościła się ciemność. Widzę już tylko rozświetloną maskę vespy i lekko widoczne wyspy przydrożnej lawendy i wysmukłe cyprysy.

– Słabo już widzę- podsumowuje nocną jazdę Wojtek, kiedy docieramy do kampera.

– Jak to słabo widzisz? Kiedy? Wiem, pewnie, dlatego, że po raz pierwszy wracaliśmy nocą vespą- próbuję znaleźć powód.

– Taaak, wiesz ja jechałem nocą w okularach słonecznych.

Wybuchamy śmiechem.

Ania, Francja 14.07.2015