Lekko przysmażony kozi ser, pokrojone pomidory, gnochi polane oliwą, a wszystko posypane trzymanymi w pokaźnej torebce ziołami prowansalskimi, na dokładkę zielona sałata ze śmietaną. Lekki obiad. Do niego różowe wino Bandol rocznik 2014, do którego mam mały sentyment, gdyż miałam w nim skromny, dwudniowy udział w czasie winobrania.
– Te ręce zbierały winogrona w sierpniu 2014 roku- głośno komentuję przy podnoszeniu szklaneczki schłodzonego trunku.
– Zbierajcie tylko najlepsze, w pełni dojrzałe, dorodne. Popsute i małe zostawiajcie, bo to jest Bandol – wołał wówczas 83 letni mężczyzna z traktora z przyczepą, do której wrzucaliśmy z koszyków uzbierane kiście winogron. Bywało tak, że ścięta kiść była tak ciężka, że trudno było ją utrzymać w jednej dłoni. Trzymając ją czułam jeszcze ciepło słońca zamknięte w soczystych owocach. Czasami serce bolało, gdy te mniejsze kiście miałam zostawić na krzakach, to takie marnotrawstwo – myślałam.
Wino ma być dobre, ma etykietę konkretnej winnicy z jej adresem, wino to wizytówka, to sztuka i kultura, a dobre wino powstaje tylko z dobrych winogron. Jednak gdybym sama nie doświadczyła selekcjonowania winogron podczas zbiorów, pomyślałabym, że to czysto komercyjna teoria. Cieszę się, że żyję – odpowiadam na dzisiejsze urodzinowe telefony, i że mogę pić najlepsze wino w Prowansji.
Ania, Francja, 16.07.2015
„Zbliżamy się do Paryża” (7:15) rozpoczął nasz dzisiejszy dzień sms-es od Mikołaja.