Rano znaleźliśmy kolejny skarb tej podróży, jednoroczną sadzonkę oliwki, która rosła w cieniu dużego oliwnego drzewa na winnicy. Wojtek przyniósł ją z gliniastą, brunatną ziemią w białym papierku od bagietki. Dołożyliśmy ziemi i posadziliśmy ją w doniczce. To już piąta znaleziona sadzonka oliwki. Skąd taki pomysł? Ot po prostu na naszej drodze znaleźliśmy pierwsze małe drzewo oliwne, a potem było ich już tylko więcej.
– Ale będziemy mieli niezapomniane pamiątki z podróży. Jest ich tyle, że będzie można się nimi podzielić. Opowiemy, co widzieliśmy i zostawimy po sobie małe drzewko oliwne – zaczynam snuć plany – Znaleziona osobiście mała sadzonka w znanych okolicznościach przyrody to dobra pamiątka z wyprawy. Nasze drzewa oliwne będziemy musieli podlewać przez cały czas podróży aż do Polski.
W zeszłym roku niespodziewaną pamiątką z podróży były dżemy przyrządzane z fig, a wszystko zaczęło się tak samo niewinnie jak w tym roku – na winnicy stało sobie drzewo figowe.
– Idźcie pod drzewo i narwijcie z niego fig, ile tylko macie ochotę – powiedział do nas zarządca winnicy.- Te, które mają lekko popękaną skórkę, będą najlepsze.
I miał rację, zerwane figi były ciepłe słońcem i pękające w ustach. Nigdy wcześniej w życiu, nie jadłam takich owoców. W kamperowej kuchni zrobiliśmy limitową wersję dżemów figowych, ściśle policzoną i rozdaną przyjaciołom, jako pamiątkę z podróży. Sami te figi rwaliśmy i gotowaliśmy w garnku w kamperze. Potem przejechały z nami sporo kilometrów i wreszcie szczęśliwie trafiły do rąk przyjaciół w domu.
Nie wiem, co może się jeszcze wydarzyć w podróży, łapiemy chwile, jak się łapie motyle, i zbieramy drzewa oliwne.
Ania, Francja, 23.07.2015