Opowieść ciupagą kreślona – dzień 7

Zakopane kojarzy się wszystkim głównie z mnóstwem szlaków górskich oraz Krupówkami. Nie każdy wie, że prawie w samym jego sercu kryje się perła taka jak sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach.
My należeliśmy do grona szczęśliwców, którzy o tym wiedzą i już dzisiaj jechaliśmy posłuchać historii, jakie zechcą nam opowiedzieć mury tej świątyni, wybudowanej w podzięce Matce Bożej za uratowanie Jana Pawła II od śmierci w zamachu z dnia 13 maja 1981.
W słoneczny, pełen chętnych do wycieczek turystów dzień jakimś cudem udało nam się znaleźć bezpłatny parking i to zaledwie kilkanaście kroków od kościoła, który chcieliśmy zwiedzać. Muszę się bez bicia przyznać. Podobnie jak mnie tak i tatę po wczorajszym dniu od samego wchodzenia na nawet najmniejszą górkę okropnie bolały nogi. Całe szczęście chęć zobaczenia wciąż czegoś więcej była od tego większa, więc z radością (temu jeszcze dawaliśmy radę)  rozglądaliśmy się po wysokich murach poświęconego Matce Bożej z Fatimy kościoła, napotykając wzrokiem obrazy Maryi, dzieci, którym się objawiała, a także papieża Jana Pawła II, którego uchroniła w dniu swojego święta od tragicznej śmierci. 
Podziwialiśmy piękny, drewniany ołtarz, pilnujące go rzeźby, zaś po wyjściu z wnętrza przeszliśmy się koło miniatury Piety Michała Anioła, ścieżką kapliczek aż do głównej, z jednym wielkim witrażem zamiast ściany, sprawiającej wrażenie swoistego, chrześcijańskiego teatru z ołtarzem na środku, przy którym nasz Papież odprawił w 1997 roku mszę św. pod Krokwią. Niestety w drodze powrotnej trzeba się było ponownie (całe szczęście nie schodkami) wspinać pod górkę…
Przechodząc obok zbudowanej po prawej stronie dziedzińca repliki metalowego krzyża znajdującego się na Giewoncie, oglądając się jedynie przez ramię skierowaliśmy się wraz z Dilalą ku naszemu samochodowi by znaleźć jakiś parking bliżej centrum i nie wdychać podczas spaceru tego zakopiańsko -górskiego (czytaj: pełnego spalin) powietrza. Przejechaliśmy obok małego kościółka, obok którego na cmentarzu został pochowany m.in. Kornel Makuszyński, żałując, że w tej chwili nie możemy tam wstąpić. Ktoś by powiedział: „Ech tam, same takie święte miejsca odwiedzacie”. Lecz właśnie takie miejsca mają w sobie takie drugie dno, a zarazem coś dla nas przyciągającego, niczym najsilniejszy magnes. To w końcu nie są zwykłe zabytki – to coś o wiele, wiele głębszego – połączenie historii, tradycji, polskości, wiary, wieczności…
Ciekawie, co się dzieje na Krupówkach…
Mrowisko ludzi przesuwa się ślamazarnie po wyłożonej kamieniami ulicy, jakby nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kręcą się pomiędzy stoiskami z większością tak naprawdę bezużytecznych rzeczy, coraz bardziej utrudniając przejście i zmniejszając pole widzenia na niebo i malujące się na nim szczyty gór, smutno spuszczające głowy i żałujące, że tego dnia ludzie wybrali co innego, niż widowiskową wspinaczkę. Kilku ulicznych artystów próbuje zarobić kilka groszy na życie, pokazując swe malarskie, aktorskie i muzyczne umiejętności. Konie grzecznie stoją przy dorożkach z workami siana przy pysku, zupełnie ignorując billboardy wykrzykujące na cztery strony świata ze swoich papierowych ust hasła nakłaniające, by właśnie w danej restauracji coś przekąsić. Straganiarze dopełniają tylko ogólnego szumu i rozgardiaszu, zachęcając do kupowania swych „niepowtarzalnych” towarów. Są ciupagi, przeróżne kubki, obrazki, atrapy góralskich flecików, małe dzwoneczki –  lecz tu nie ma, naprawdę nie ma się czym zachwycić…
 Foto: Collie- DELILAH Grenwood FCI

 

Czas uciekł nam na tyle daleko, że dziś postanowiliśmy jeszcze jedynie wstąpić do naszej ulubionej karczmy Szymkówki. Jadąc w tamtym kierunku, obok Zakopanego dostrzegliśmy jednak drewnianą kapliczkę o na tyle nietuzinkowym wyglądzie, że po chwili zastanowienia zmusiła nas do zawrócenia samochodu i zaparkowania pod tym małym kościółkiem. 
Zaprojektowana przez Stanisława Witkiewicza świątynia została w 1907 roku, trzy lata po rozpoczęciu jej budowy. Znajdujący się aktualnie na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego była jedną z budowli, które przez wiele lat przechodziły z rąk do rąk, pozbawione stałego właściciela – dopiero od 1983 roku aż do dnia dzisiejszego pieczę nad nią mają w swych rękach księża marianie z Toporowej Cyrhli. Kaplica, jako że jest drewniana (zbudowana w tradycyjnym stylu tatrzańskim) kilka razy była remontowana z powodu skłonności do dużego popadania w zniszczenie, jednak dzięki staraniom m.in. ks. Jana Kowalika w dniu dzisiejszym wszystko jest w jak najlepszym stanie.
Po dokładnemu przyjrzeniu się napisowi „Jaszczurówka” i przeczytaniu umieszczonego pod nim tekstu niepewnie weszliśmy do środka – już po pierwszym rzucie oka na wnętrze musieliśmy wręcz tłumić w sobie radość płynącą z podjęcia właściwej decyzji – czasami rzeczywiście warto spoglądać za siebie – widzi się ten sam obraz, lecz po dokładnym przyjrzeniu się skrywają w nim się cuda małe i zarazem piękne, skryte, lecz zarazem czekające niecierpliwie, aż ktoś pokusi się o ich odkrycie.. Ten mały, lecz jakże cudowny, w całości (ściany, strop, rzeźby, ołtarz itp.) wykonany z czystego drewna swoim urokiem urzekł nas na tyle, że obiecaliśmy sobie, iż wstąpimy tu jeszcze raz. (*)
Jeszcze bardziej tego żałuję, wspominając mieszczącą się pod kościółkiem galerię. I to nie tyle obrazów, co wykonanych z niezwykle dużą dozą talentu i artyzmu przeróżnych witraży, swą szczegółowością i po prostu niepowtarzalną urodą nie pozwalając nam z tamtego pomieszczenia wynurzyć głowy. Najsilniej lśniąca perła, czyli ułożony z malutkich witrażyków po prostu zapierający dech w piersiach krzyż, Matka Boża, pasterze wraz z owcami na tle gór, dzieci…  Po obejrzeniu tych wszystkich dzieł każdy z nas wyciągnął swoją karteczkę z koszyka „Słowo dla Ciebie” i przeczytał na głos. Co ciekawe (choć w sumie nie zaskakujące) mama wraz z tatą wyciągnęli dwie karteczki z dokładnie tym samym cytatem z Jana Pawła II… (**)
I pomyśleć, że tak mała, stojąca na uboczu, zakryta świerkami i odcięta ruchliwą drogą kapliczka potrafi dać tyle niezapomnianych wrażeń i zdziałać tak dużo dobra…
Pozostałe po deszczu kropelki bujające się na cienkich, soczyście zielonych, kołyszących się w rytm powiewów wiatru źdźbłach trawy, odbijają od swego przezroczystego oblicza ostatnie, chłodniejsze już promienie zachodzącego słońca, swymi ostatnimi podrygami próbującego przypomnieć, że to ono właśnie dzisiaj prawie nieustannie świeciło, pozwalając nam na spacery oraz zwiedzanie. Pan Nocy wyciąga ze swego ciemnego płaszcza długą wędkę, chcąc wyłowić z górskiego oceanu szczytów Panią Dnia i pozwolić, by mała, chybocąca się lekko łódka z księżycem na pokładzie odbiła od brzegu i wypłynęła na jego najszersze głębiny. Wieczór, wyśpiewując cicho łagodne nutki próbuje zachęcić do snu coraz bardziej mu posłuszne popołudnie. 
A Delilah ( mała collie) wraz z nami nadal biega i szaleje wśród zielonych pagórków, wręcz prosząc się o to, byśmy choćby jeszcze jeden raz więcej spróbowali uwiecznić ją na zdjęciu. Turlamy się radośnie po pagórkach, spoglądamy w urozmaicone kilkoma chmurkami niebo, na gęstą ścianę lasu… zupełnie nie przejmujemy się tym co było, co być może się zdarzy – rozkoszujemy się właśnie tą cudowną chwilę, liczy się wyłącznie to, co dzieje się tu i teraz. To coś, co z każdą odkrywaną kartą może przynieść coś zupełnie nowego i zaskakującego, zupełnie odmienić nasze życie, wywracając je do góry nogami, pomóc nam poznać nowe rzeczy i ludzi. Coś, co ze zwykłych rzeczy potrafi uczynić te zapamiętywane na całe życie i otworzyć przed nami małe drzwi prowadzące do wielkich dróg – najpiękniejszych, bo właśnie takich, których jeszcze nie zdążyliśmy poznać…
(*) Piszę to w Rozgartach i muszę się przyznać, że jeszcze do tej pory nie udało nam się spełnić tej obietnicy… nasze górskie drzewko przygód zaowocowało tak obficie, że jednym ruchem silnych gałęzi strąciło w przepaść wszystkie nasze pozostałe zegary odmierzające wolny czas… może uda się odwiedzić Jaszczurówkę kiedy indziej?
(**) Cytat, jaki dostała mama, a jednocześnie dziwnym przeznaczeniem również tata:
„Trzeba, aby każdy człowiek był w rodzinie „omodlany” na miarę dobra, jakie stanowi – na miarę dobra, jakim jest dla niego rodzina i on dla rodziny. Modlitwa najpełniej potwierdza to dobro, potwierdza dobro wspólne rodziny.” Bł. Jan Paweł II

Z kolei tak brzmi mój cytat:

„Jeżeli cnoty nie są pełnione z miłości do Boga, nie mają też żadnej wartości u Boga. Miłość dostarcza im wartości i świetności.” – Bł. O. Stanisław Papczyński
Nie sądzę, by przypadek kierował naszymi rękami, kiedy sięgaliśmy do koszyka po Słowa dla Nas – wydaje się, jakby rzeczywiście nie miały trafić nigdzie indziej, tylko właśnie w nasze serca…
Mikołaj „Mikiotor” Wyrzykowski
wydarzyło się 02 sierpnia 2011
napisane 08.08.2011
Dodatki:
Jako że przewodnik bez opisywania faktów historycznych, ciekawostek i udzielania różnych porad jest jak krowa, która nie daje mleka (czyli zupełnie bezużyteczny) postanowiłem w moich tekstach właśnie takie dodatki, które po prawdzie są fundamentalną podstawą, umieścić.
Wszystkie informacje historyczne pomyślnie zaaplikowano metodami bezstresowymi do tekstu 😉