Góry na czterech łapach- dzień 2

Bruk na Rynku Głównym w Krakowie jest ciepły, nagrzany dzisiejszym słońcem. Nie mam ochoty szukać ławki ograniczającej mój punkt postrzegania. Siadam na bruku. Być w tym miejscu to jakby zatrzymać się w czasoprzestrzeni, gdyż Rynek Główny w tej wielkości i kształcie pozostaje niezmieniony już od czas założenia miasta, po wydaniu Królewskiego Aktu Lokacyjnego w roku 1257. 
Te same kształty ( kwadrat o boku 200 metrów długości, zachęcam do sprawdzenia), to samo położenie.  Liczę minony czas, do dnia dzisiejszego to 754 lat, ile ludzi i wydarzeń widział ten Rynek Główny ! Tak w tym momencie STARY to słowa odpowiednie tej wiekowej odpowiedzialności. Siadam i jestem.
Główne zabytki Sukiennice, maleński kościołek św. Wojciecha, Kościół Mariacki ze swoimi  dwiema  charakterystycznymi strzelistymi wieżami. O pełnej godzinie słychać hejnał sączący się z wieży kościoła Mariackiego ( zwanej także hejnalicą). Na wieżę prowadzi 239 stopni, ja jednak wolę siedzieć i słuchać. Hejnał grany cztery razy na cztery strony świata, pierwszy raz w stronę Wawelu, dla króla (kierunek południowy), drugi raz: w stronę Magistratu, dla Burmistrza (na zachód), trzecie trąbienie dla gości Gości ( udało się bo hejnalista pomacham do nas trąbką z wieży), na północ, w kierunku Barbakanu, a ostatnie czwarte trąbienie dla Komendanta Straży, na Mały Rynek ( dawniej dla kupców).
 Collie: DELILAH Grenwood FCI
Hejnał to także historia. Sygnał hejnału kończy się on nagle, w połowie taktu, na cześć hejnalisty, który został zabity, gdy ostrzegał miasto przed najazdem Tatarów. Moja podróż trwa. O tym hejnale pisano już w kronikach z 1392 roku. Przestano go grać dopiero w drugiej połowie XVIII wieku, gdy upadła świetność Krakowa. Jednak już od roku 1810 melodia rozbrzmiewała nad Starym Rynkiem ponownie. W roku 1927 Program Pierwszy Polskiego Radia rozpoczął nadawanie hejnału. W czasie II wojny światowej hitlerowcy zabronili odgrywania Hejnału, Ale już od 24 grudnia 1941 roku jest grany ponownie do dnia dzisiejszego.
Siedząc przypatruję się jeżdżącym i parkującym tutaj powozom konnym. Konie poubierane w różnorakie ozdoby, koronki na uszy, czerwone pióra, jest na co popatrzeć.  Nie wytrzymałam, ruszyłam na podbój końskiej rewii mody.
Siedzenie na bruku spowalnia proces zwiedzania, ale ma dwa wielkie pozytywy. Po pierwsze nogi odpoczywają, w czasie gdy umysł podróżuje. Po drugie zaś jest to swoisty „slow travel” czyli powolne podróżowanie, zatrzymanie, żeby w pełni zobaczyć, przeżyć bez pośpiechu. Nie dalej, dalej i dalej, tylko TU i TERAZ.  Jeśli będziecie latem na Starym Rynku w Krakowie przysiądźcie sobie.
Potem można spokojnie ruszyć do bramy Floriańskiej
 Anna Wyrzykowska, Kraków, 28.07.2011