Z mojej strony cisza i spokój. Z jednej strony grube i wysokie mury, z drugiej zaś posesje okolone różanymi ogrodami. Ot relaksacyjny spacer w nieznane. Co jakiś czas pomiędzy domami wąskie i strome schody prowadzą w dół wzgórza ustrojone także kwitnącymi różami. Chłonąc każdy szczegół spacerowej trasy, idę wyznaczoną trasę, która jakoś dziwnie nie skraca się, stale mury i mury. Czyżbym zbyt wolno maszerowała? Pomimo iż jest to październikowy dzień słonce nieźle przygrzewa, jesienna kurtka zaczyna rozgrzewać mnie niepotrzebnie, a ja zaczynam czuć niezwykłą potrzebę uzupełnienia płynów.
Rano wybrałam się z misją po wodę. Proszenie o gorącą wodę do kubków z herbatą i kawą było prostą sprawą. Ale czyż nie przedziwnie wyglądała w porze śniadaniowej psia miska z płatkami kukurydzianymi. Z okienka kuchennego wychyliła się kucharka i patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem niedowierzająco kiwała głową.
– Hot water- powiedziałam wskazując na psią miskę i palcem wykonałam ruch wlewania wody do miski.
Panienka z okienka uśmiechnęła się i niebawem otrzymałam czajnik z zagotowaną wodą. Wlałam tyle ile potrzebowałam i ze zwycięską miną wróciłam do pokoju mogąc przygotować jedzenia dla Carka i Bliski.
Rozłożyliśmy mapy, by wreszcie dokonać wyboru- Buda czy Peszt? Losujemy czy dyskutujemy? Po przeczytaniu informacji, że najpierw była Buda, potem dopiero Peszt, kolejność sama się nasunęła. Znaczenie miał dla nas także fakt, że Buda położona jest na wzgórzach budańskich (Budai-hegység), których najwyższy szczyt to Góra Jana (János-hegy) niedaleko zachodniej granicy miasta (najwyższy punkt Budapesztu 529 m n.p.m.) z wieżą widokową z początku XX wieku (Wieża Elżbiety). Najniższy punkt znajduje się w miejscu, w którym Dunaj przecina południową granicę miasta (96 m n.p.m.). Góra Zamkowa 180 m n.p.m. A nam marzył się spacer z collie wśród zielonych wzgórz z widokiem na Peszt.
Zapakowaliśmy w jeden plecak miskę, wodę, mapę i wzięliśmy kurs na Budę ruszając do wczoraj znalezionego parkingu tuż za mostem Elżbiety. Serce Budy, czyli Wzgórze Zamkowe (Várhegy ) postanowiliśmy zdobywać za dnia i w nocy.
Stanąwszy na wprost schodów prowadzących z lewej strony do zamku, usiedliśmy na ławeczce dyskutując, w jaki sposób zdobyć zamek za dnia. Na murach przy wejściu biała tabliczka „Kutyat csak pórázon ” (pies na smyczy). A więc można wchodzić z psem, skorzystamy z tej możliwości nocą.
– Podzielmy się na grupy. Jedna grupa pójdzie górą zamku z prawej strony, czyli od strony Dunaju, a druga dolną otaczając zamek z lewej strony- powiedziałam patrząc na miny chłopaków.
– Dobry pomysł, okrążymy zamek i w końcu spotkamy się, pewnie w okolicach widoku na parlament, tam gdzie byliśmy wczoraj- odpowiedzieli ochoczo chłopaki.
Propozycja jednogłośnie zaakceptowana wywołała łatwy do przewidzenia podział na grupy. Ja miałam okrążyć wzgórze zamkowe z Bliską i Carkiem dołem wzdłuż murów. Mała odległość, miły spacerek. Taki podział miał umożliwić nam zwiększenie poziomu wrażeń.
Chłopaki wzięli plecak z wodą, żebym nie musiała nosić zbędnych kilogramów i zniknęli za murami zamku. Ruszyłam z parą moich collie-bezpieczników w obcym kraju ku średniowiecznym murom Wzgórza Zamkowego.
Całe Wzgórze Zamkowe zajmowane przez zabudowania Budy już w okresie średniowiecza otaczały potężne mury obronne, ustawione na skraju stromych zboczy wzniesienia i broniące miasta przed zbyt łatwym dostępem obcych wojsk i osób niepożądanych. Budowano je ze wszystkich dostępnych i w miarę trwałych materiałów, głownie kamieni i cegieł, jako najbardziej odpornych i trudnych do zburzenia.
Z mojej strony cisza i spokój. Z jednej strony grube i wysokie mury, z drugiej zaś posesje okolone różanymi ogrodami. Ot relaksacyjny spacer w nieznane. Co jakiś czas pomiędzy domami wąskie i strome schody prowadzą w dół wzgórza ustrojone także kwitnącymi różami. Chłonąc każdy szczegół spacerowej trasy, idę wyznaczoną trasę, która jakoś dziwnie nie skraca się, stale mury i mury. Czyżbym zbyt wolno maszerowała? Pomimo iż jest to październikowy dzień słonce nieźle przygrzewa, jesienna kurtka zaczyna rozgrzewać mnie niepotrzebnie, a ja zaczynam czuć niezwykłą potrzebę uzupełnienia płynów.
Wyciągam z kieszeni telefon, dzwonię, a tu cisza. Jak to cisza, co się stało? Bateria działa, czyżby mury stanowiły efektowną przeszkodę ekranową? Zaczynam nerwowo ponownie wystukiwać numer ratunkowy do chłopaków, i znowu nic. A więc stało się. Do głowy przyszła mi tylko jedna myśl. Zawaliłam na całej linii, zapominając włączyć roaming przy wyjeździe do Budapesztu. Skazana jestem dalej okrążać wzgórza zamkowe, bo tam gdzieś po drugiej stronie czekają moi wybawiciele z butelką wody. W takich momentach najciekawsze jest rozwiązanie zagadki, co zrobią pozostali zagubieni. Będą mnie szukać? Wrócą do punktu wyjścia czy wyruszą z odsieczą? A może wezwą węgierską policję? Przecież nie wiedzą, co się stało i dlaczego nadal mnie nie ma w miejscu z widokiem na parlament.
Poczułam prawdziwy dreszczyk emocji podróżniczej, jestem zagubiona, sama na obcej ziemi bez wody i jedzenia, pieniędzy, tylko z dwoma collie. Ta ostatni myśl nabrała innego znaczenia, pies prawdziwym i jednym przyjacielem człowieka.
A może już mnie szukając podając znaki charakterystyczne, szukamy czarnej z dwoma rudymi collie. Wzięłam to jednak na spokój, który panuje wokoło, przetrzymam, trzeba iść dalej.
I tak obchodzę historyczne Wzgórze Zamkowe, w najwyższym punkcie o wysokości 167 metrów, na którym osiedlono się w XIII wieku, oblegane 31 razy w ciągu następnych wieków. Cały kompleks zabudowań królewskich na Wzgórzu Zamkowe od 1987 roku jest na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Góra zbudowana jest z margla gliniastego, na którym posadowiła się kilkunastometrowa, wapienna skorupa. Na mijanym murze dostrzegam wejście do labiryntu i podziemnych schronów. Zaintrygowało mnie. To mogłoby być ciekawe zwiedzać średniowieczne korytarze i jaskinie o długości 28 km ciągnące się na trzech poziomach tworząc pod wzgórzem drugie podziemne miasto, utworzone przez wody termalne i sztuczne, które były wykorzystywano do celów wojskowych. Gdzieś wyczytałam, że w czasie II wojny światowej zmieściło się w nim prawie 20 tys. żołnierzy niemieckich. W części jaskiń na Zamku w czasie II wojny światowej został wybudowany Wojskowy Szpital Polowy ( 1939- 1944). Jednak nie tym razem, musze iść dalej.
Okrążyłam całe Wzgórze Zamkowe, trasą liczącą około 5 kilometrów. Dochodząc do przeciwległego końca początku mojej drogi, mogłam już tylko zejść w schodami w dół, następnie przemknąć pomiędzy zabytkami obierając kurs na Dunaj. Pozostałą trasę pokonałam już drogą z Dunajem po boku.
Jak się spotkaliśmy z resztą drużyny?
Warto mieć przeczucia i wspólne ugruntowane zachowania. Chłopaki krążyli po linii prostej wzdłuż linii brzegowej Dunaju, pokonując trasę kilkakrotnie w poszukiwaniu zagubionej czarnej z dwoma collie.