Dziennik pokładowy. Czas mierz ( 7 – 8 )

Zazdroszczę, usłyszałam przy wyjeździe, równo siedem dni temu. Zazdroszczę, że macie czas i będzie razem 24 godziny na dobę – kontynuowała Basia, kiedy usłyszała nasz plan na najbliższe cztery tygodnie. Też bym tak chciała, ale nie mam czasu!

Co jest nie tak z naszym czasem?

Z wyjazdami jest tak, że trzeba zarobić pieniądze, aby potem gdzieś wyjechać. Zarabiamy a czas płynie. A można inaczej, polubić czas, oswoić go, aby był cały czas nasz. Trzeba, aby zarabianie było dodatkiem do czasu, naszego czasu.

Jesteśmy z sobą 24 godziny na dobę, w pracy, przy posiłku, na zakupach, w odpoczynku.

Czas jest nasz.

Kudłacze

Praca na winobraniu przebiega codziennie według ustalonego porządku. Jedziemy samochodem na wyznaczoną, a nieznaną dla nas parcelę, co stanowi dla nas dodatkową atrakcję poznania wąskich i urokliwych uliczek Prowansji, następnie liczymy rządki, wjeżdża traktor, stajemy po jego bokach i zaczyna się ścinanie. Jeśli wsłuchać się wówczas dobrze, usłyszysz leciutki odgłos sekatora grupowego urozmaicony rozmowami w wielu językach. A najczęściej słuchać – merci – przy odbiorze przez vangandera kolejnego koszyka.

– Madame, Monsieur- mówi Vero i uśmiechając się przydziela nam kolejny a czasem ten sam rząd winogron.

Razem.

Prowansja

Wracając jednak do czasu, muszę tutaj koniecznie dodać, że Francuzi potrafią swój biznes zamknąć na miesiąc dla rodziny, odpoczynku, dla podróży. Sama widziałam jak w piekarni w małej miejscowości wisiała kartka, zamknięte na miesiąc i musieliśmy pojechać szukać bagietki gdzieś dalej.

Można, a jeśli może to zrobić piekarz to kto nie może?

Prowansja

***

Wieczorem, po leniwym popołudniu akacja nabrała tempa, kiedy na nasz parking pod młynem wjechały dwa kampery. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że do jednego z nich by zaczepiony od tyłu trójkołowy chooper z charakterystycznymi czarnymi skórzanymi sakwami i silnym orurowaniem. Skupiliśmy się z Wojtkiem przy małym otwartym okienku górnej alkowy kampera.

– Ach, żeby tak chcieli go odczepić – westchnęłam.

Odczepili.

Od tej pory skupieni przy małym okienku z zacięciem śledziliśmy rozwój akcji. Napięcie rosło. To takie motoryzacyjne zakończenie motoryzacyjnego dnia, w którym podziwialiśmy także starego fiata. Było coś niezwykle urokliwego w tych nieskomplikowanych i mocno kanciastych wycieraczkach czy drucikach podpinających zamknięcie kabrioletu starego fiata. ( 09.09.2016 piątek) Ania

Prowansja

***

Zaplatam codziennie warkocz z włosów, który rozplatają mi strzegące kiści winogron gałęzie winorośli. Szósty dzień pracy, sporo pocięć na dłoni i przepoconych ubrań.

– Kto przychodzi pracować w niedzielę, płacimy więcej – zadaje pytanie vingeron, właściciel winnicy, kiedy wysiadamy z samochodów po skończonym dniu pracy.

– Nie pracuję w niedzielę – odpowiadamy zgodnie. Podobnie odpowiada pozostała, sześcioosobowa grupa polskiej młodzieży pracują razem z nami przy winobraniu. Francuzi zgodzili się pracować w niedzielę, zaś Polacy przyjezdni chcą mieć wolną niedzielę, bo jak mówili pieniądze top nie wszystko. – No to nie dostaniemy butelki wina na niedzielę – zaśmieliśmy się. Nie miało to żadnego znaczenia.

Czas.

20160910_164137-1

***

Pojawił się nie wiadomo kiedy, ot pomiędzy jednym ścięciem a kolejnym ścięciem olbrzymiej kiści grenache. Duży, kudłaty, ach wiem, widziałam go przecież wcześniej na winnicy. To był on.

Prowansja

Pojawił się gdy skrycie w cieniu krzewów winnych cięliśmy dojrzałe kiście, z których rozgrzany sok spływał nam po rękach. Najpierw zajrzał do wiaderka, potem bez żadnych kamuflaży przystawił mordę do obciążonego kiścią winorośli i zaczął zajadać się, a sok wypływał mu z mordy poprzez bujne włosy na pysku.

Dlaczego akurat teraz? Tego dnia? Czy robił to codziennie? Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale wiem, że miał winogrona na co dzień, a teraz nagle poczuł, ze skończy się jego ucztowanie w naturze. Biegał zadowolony pomiędzy mną i Wojtkiem, do rzędu do rzędu.

Nie wiem kiedy zniknął. Najpierwszy degustator na winnicy. ( 10.09.2016 sobota) Ania