Dziennik pokładowy. Radość i wspólnota (9 – 10 )

Były mnóstwo gestów, cała Ewangelia przetłumaczona na gesty i proste słowa. Co robicie jeśli zgubicie drachmę? Chowacie się w swoim domu, aby świętować, aby tylko nikt się nie się nie dowiedział, czy spraszacie gości? A kobieta sprosiła gości. W tym momencie nastąpiło wiele gestów. Po czym ksiądz koncelebrujący niedzielną Mszę Świętą nie wytrzymał i wyszedł na środek kościoła St. Andre tłumacząc dalej Ewangelię.  Zaczął machać rękami, tupać nogami, aż wreszcie rozpromienił się szerokim uśmiechem. Przypowieść o synu marnotrawnym z dzisiejszej niedzieli zapamiętam na nowy sposób, i tę radość ojca na widok powracającego syna, też zapamiętam na nowo.

Widziałam radość ojca.

Prowansja

***

Parkujemy tuż przy cmentarzu, oddziela nas wysoki, zielony parkan. Znamy już zwyczaje mieszkańców. Wiemy, kiedy dzwonią w kościele i kiedy właściciele psów wychodzą na spacer.

Prowansja

– Sprawdź czy dobrze zaparkowałem, aby z tyłu kampera zmieścił się jeszcze pan z dwoma labradorami prosi mnie Wojtek przy każdorazowym parkowaniu naszego domku. Mężczyzn ma swój poranny szlak i niech tak dalej będzie. Jest też pani, która przychodzi na zachód słońca ze swoim spanielem. Wspina się po kilku stopniach, aby siedząc w drzwiach młyna patrzeć na zachodzące nad miasteczkiem słońce.

Parkujemy tuż przy cmentarzu.

Przypomina się w tym miejscu dowcip. I dobrze nam się śpi. Choć przypomina mi się ten dowcip o rowerze zaparkowanym także przy cmentarzu.

– Jak pan nie wstydzi się, żeby ukraść rower spod cmentarza, oparty o mur- mówi sędzia do oskarżonego.

– To właśnie mnie zmyliło, myślałem, że nie będzie już potrzebny wysoki sądzie.

Parkujemy też przy cmentarzu, ale kamper nadal stoi, nawet wówczas, aby tak jak w niedzielę, odpiąć od niego nasz skuterek i wyruszyć nad morze i prowansalskie dróżki. 11.09.2016 ( niedziela) Ania

***

Prowansja

Mam wiaderko i sekator, ścinam winogron a różnej wielkości. Zdarza się, że na krzaczku jest ich raz więcej raz mniej.  Kwestia przypadku. Bywa też, że w rzędach brakuje krzaczków wyrwanych choćby przypadkowo przez traktor przy winobraniu i nie tylko. Zdarza się, że słońce akurat grzeje niemiłosiernie w samo południe w moim rzędzie, podczas gdy pozostali pracują w cieniu. Wzdycham, ale idę dalej. – Tak bywa. I jeśli nie przyleci do mnie motyl, czuję, że coraz bardziej opadam z sił.

Nieważne ja szybko pracuję grupa rozpoczyna i kończy razem. Bez grupy nie pójdę do kolejnych rzędów, nie zjem śniadania na polu, a nawet nie napiję się z dużej butli wody.

Mam jednak mały bidon przy pasku, Ciągnie mi się, przeszkadza, ale też pomaga, jak motyle, które też przylatują do mnie.

Grupa.

Wieczorem o godzinie 20 mamy w kamperze temperaturę 29 stopni. 12.09.2016 ( poniedziałek  ) Ania