Dziennik pokładowy. Skrzydła i wyzwania ( 13-14 )

Nocą kamper rozdzwonił się muzyką deszczu. Miałam wrażenie, że wprost nade mną skaczą grający na cymbałach dźwięczących, po czym ze snu wyrwał nas dzwonek sms-a z wiadomością, że winobranie zaczynamy dopiero o godzinie ósmej rano. Przewróciliśmy się dalej na drugi bok, łapiąc okruchy snu, po nocnym koncercie muzycznym.

***

Krzaki winorośli były dzisiaj orzeźwione jeszcze zwisającymi kroplami deszczu, kiedy słońce zaczyna intensywnie wysuszać ich pranie. Stok na którym zbieraliśmy z  dość sporym pochyleniem wywoływał sporo emocji, zwłaszcza w męskiej części zbieraczy winogron.

Prowansja

Radość sprawiał traktor, którego trzeba było dociążać swoim ciężarem, aby mógł podjechać wyżej pod kolejne rządki winorośli. Zbieraliśmy do wiaderek słodkie winogrona, urozmaicając czas śpiewamy – dawajcie piosenkę po polsku- mówił Joseph, – Co umiesz zaśpiewać – pytała się mnie Julia  – na co w odpowiedzi zaczęłam nucić sobie – Niczego nie żałuję – moją ulubioną piosenkę francuską. Uśmiechnęła się. Były też opowieści o lasach, psach i przygodach podróżniczych. Cały świat na jednym ze stoków obrośniętych winoroślą.

– Anna zobacz – krzyknęła do mnie Vero wymachując przed siebie ręką. Oderwałam się obcinanego właśnie krzaka, sekator przypięłam do spodni i popatrzyłam.

Był to najpiękniejszy widok jak trafił nam się do tej pory podczas winobrania. Ścinając kiście winogron dotarliśmy właśnie na szczyt wzgórza skąd rozpościerał się widok na nadmorskie miejscowości La Ciotat, La Madrague i St. Cyr. To był widok na który długo czekałam.

Gdybym jeszcze mogła pofrunąć…15.09.2016 ( czwartek) Ania

Prowansja

***

Deszczowi dobosze tej nocy ponownie urządzili nocny koncert i kamper ponownie rozdzwonił się ich muzyką. Poranny sms-es dał znać, że dzisiaj mamy wolne. Dzielni vandangers  mają czas dla siebie.

 – Wiesz, chciałabym abyśmy wracając z winobrania mogli zajechać do kilku nowych miejsc okrywając tajemnice regionów.

– A ja bym chciał zdążyć na kolejne winobranie w Burgundii – odpowiedział Wojtek popijając nieśpiesznie łyk porannej kawy.

Plany.

Dobrze jest poddać się temu co właśnie jest. Degustując z radością to, co jest TERAZ, aby nie utracić nic z tego co JEST, widoków, ludzi, emocji, wyzwań i zadań.

Prowansja

***

Wolne to czas prania i wieszania ubrań na rozciągniętej żyłce pośród wysokich sosen z widokiem na pobliskie winnice. Jak prawdziwi podróżnicy.

Twardziele.

Prądu mamy tyle ile akumulator nam da. Wody gospodarczej w kamperze mamy tyle ile dostaniemy na winnicy grzecznościowo wlewając zaś z grubego węża przerywając na krótko proces płukania wiaderek po skończonym danego dnia winobraniu. Zaś wody pitnej tyle ile nalejemy z kranu z kuchni gospodarczej na winnicy.

Same dary.

Prowansja

Kamperka, nasz domek, parkujemy na jednym z darmowych parkingów, przy czym każdego dnia zachwycamy się tym miejscem, poprzez zapachy z aroma spa i drzew figowych, zielonym grubym przycmentarnym parkanem, starym młynem, a co najważniejsze bliskością małego typowego prowansalskiego miasteczka, bo którego uliczkach często snujemy się wieczorami.

Pranie wieszamy w lesie, szukając słonecznych miejsc i ciszy. Cyganie.

***

Zobacz co znalazłem. Wojtek przez okno podaje mi drewniane kawałki beczki o zapachu starego wina – jest też denko i kawałek z otworem po korku. Bierzemy wszystko. Znalezione i porzucone w lesie. Jest nasze.

Mam pomysł.

Powstaną obrazy z drzewami oliwnymi i cedrami. Ktoś chętny na taki obraz? Piszcie.

***

Czeka nas przygoda i zarazem kulinarne wyzwanie. Zaraz przypomniał mi się telefon z telewizyjnego programu kulinarnego, w którym miałam propozycję startować, a którego najważniejszym kryterium było, aby nie mieć przygotowania kulinarnego, bez szkoły bez kursów, ale gotować. No więc wracając do naszego rodzinnego wyzwania, czeka na przygotowanie niedzielnego polskiego obiadu dla gościnnych Francuzów.

Schabowy? Żeberka? Gołąbki? Pierogi? Zupa? Sałatki? Kompot?

 – To co zrobimy na antre – pyta się mnie Wojtek i zaczynamy długą rozmowę. Wiele pytań, zwłaszcza dotyczących możliwości zakupu potrzebnych produktów.

– To musi być polska finezja i prostota.

Gotujemy w ich kuchni i musi zdążyć uwinąć się  z bałaganem pomiędzy niedzielną mszą św. a godziną 12. No właśnie, o której mamy podać obiad?

Biorę kartkę papieru i zaczynam notować spis produktów. Jeśli nie mają wałka, poradzimy sobie, gdyż jest właśnie butelka po opróżnionym szarym winie z Camarque.

– A jeśli nie mają piekarnika?

Wyzwanie przed nami. 16.09.2016 ( piątek) Ania