Leżę na stoku góry wysadzonej rzędami winogron. Układam się tuż przy rządkach. Pochylenie wzgórza jest spore. Układam się zgodnie z krzakami winogron. Ogarnia mnie uczucie staczania się na kolejny rząd przede mną. Zamykam oczy. To nie pomaga. Światła latarni utrudniają mi senny odpoczynek. Schodzę na dół. Zataczam się jakbym utraciła błędnik. Serce wali, czuję się uwięziona. Pozostaje mi sen głową do góry stoku lub w dół. Wybieram oczywiście to pierwsze. Nie jest dobrze, ale nie mam wyboru. Mam śpiwór i część nieprzespanej nocy za sobą. To się musi udać. Chcę snu, tak samo jak porannej mocnej kawy. A przecież rano praca i potem podróż do Aix i kuchenne rewolucje.
Spaliście kiedyś w kamperze zaparkowanym pod górkę czyli pod ukosem ?
Chodzisz i już się przewracasz. To prawie jak przewracające się wiaderka, które stawiałam na stoku z winogronami.
***
Brak włoskiej kapusty zaburzył moją koncepcję typowego posiłku polskiego wydawanego przez nas ku chwale ojczyzny i radości francuskich przyjaciół. Gołąbki w sosie pomidorowym zamieniły się w pierogi z mięsem i pieczarkami. Pomysł rosołu był stały. I całe szczęście, gdyż moje pomysły na kolejne zupy i tak bazowały na rosole. Wyruszywszy na szybkie zakupy rozpoczęliśmy kuchenną krzątaninę. Rosół gotował się jak wiadomo, bo tyle minimalnie musi, dwie godziny, potem kleiły się pierogi, pieczarki podsmażały, aż wreszcie tarta ze śliwkami zerwanymi z drzewami na naszej winnicy smakowicie pachniała w piekarniku, stanowiąc ukoronowanie naszego kulinarnego menu.
Uroczyście kolację rozpoczęliśmy polsko- francuską modlitwą przed posiłkiem o godzinie 23:00.
Było niezapomniane. 17.09.2016 ( niedziela) Ania
Jak przekazać trzy miesiące słowami? Co zmieszczą? Co mnie zmieniło, co było najważniejsze, co wywołało emocje? Otwieram karty książki i czytam słowa, której nie pozwalają zasnąć mojemu sercu. One wszystko zmieniają.
Opowiadaj, co przeżyłeś, co poruszyło twoje serce i umysł?
Błąkamy się po ulicach Aix-en-Provence, Zaglądamy do witryn sklepowych, co chcecie posmakować makaroniki czy calissons d”Aix? Czas zdaje się być poza nami. Grają zielone organy w katedrze, okadzeni dymem kadzidła dzielimy się znakiem pokoju. Jesteśmy razem. Miłość. Przechodnie mijają nas jak drugoplanowe postacie czytanej powieści, dając pierwszeństwo naszym rozmowom. Siadamy na kamiennej ławeczce tuż przy Alei Mirrabau. Snujemy wspólne plany w cieniu platanów i kawiarnianym zgiełku.
– Może chcesz odpocząć na tym rowerku – woła Wojtek do Mikołaja – który rytmicznie pedałuje przed nami. Wygląda to tak jakby rower ciągnął dwóch ludzi na skuterze. Dyskutujemy w trakcie jazdy. Naszym konwojem zajeżdżamy na Uniwersytet w Aix, na którym od jutra zaczynają się studia. Wśród wielu języków, jest także powitanie po polsku. Jutro zaczyna się kolejne nowe.
Jest już ciemno, zapaliły się latarnie na naszym parkingu w La Cadiere d”Azur. Za oknem miga cień mężczyzny z dwoma psami, który jak co dzień okrąża nasz kamper tuż przy żywopłocie.
Próbuję spisać w słowach powstałą historię, a to jest jeszcze trudniejsze niż same słowa. 18.09.2016 ( niedziela)