Dziennik pokładowy. Przy stole ( 21)

Włoch na saksofonie i Hiszpan na gitarze wygrywają kolejne takty jazzowej muzyki, w rytm której dwie dziewczyny, Greczynka i Francuzka wyginają melodycznie swoje ciała. Trwa uroczyste zakończenie winobrania. Po sporej dawce chipsów dokładanych często z wielkiego wiadra przez gospodarzy i małych, lekko słonych precelków popijanych różowych winem Bandol podążamy przez kolejne etapy uczy, polenta z gulaszem z dzika, sałata w sosie z oliwą i czosnkiem, kilka wyszukanych serów francuskich, których smaku jeszcze nigdy wcześniej delektowałam i ciasta w kilku odmianach, dla mnie liczył się zwłaszcza sernik z liśćmi mięty.

Prowansja

Joseph ubrany w błyszczącą koszulę w kolorze kości słoniowej i równie błyszczący szary garnitur krząta się w rytm granej muzyki z dzbankiem kawy. Zadając niestrudzenie każdemu to same pytanie – Café? Rozbraja jak zawsze swoim szerokim uśmiechem i niegasnącym poczuciem humoru. Zaśpiewamy ?

– Wiesz chciałabym mieć takiego sąsiada- szepczę do ucha Wojtkowi.

– Wiem, odpowiada mi uśmiechając się.

Prowansja

Jacklin, Francuzka, nieco starsza ode mnie kobieta która przyjechała na winobranie z mężem,  częstuje mnie winogronami napęczniałymi od alkoholu, w którym moczyły się cały rok. Nigdy wcześniej nie próbowałam takiego specjału. – Marzymy o tym aby pojechać do St. Michael. Uśmiechami się, mamy takie same marzenie.

Czuję się tak jakbym miała ponownie 20 lat. Mogę pląsać z dziewczynami w rytm jazzu. Radość życia. Nie chcę tego zgubić, nie chcę. To jest ponad językiem i wiekiem. Szczęśliwi ludzie mają po 20 lat.

***

Osiemdziesięciodwuletni dziadek Henry macha nam na pożegnanie, wołając – do zobaczenia.  Z odjeżdżającego kampera przesyłam całusy jego włoskiej żonie. Odpowiada mi z uśmiechem siedząc przy wysokim żywopłocie, za którym hodują swoje kurki. Chciałabym ich znowu zobaczyć. 23.09.2016 ( piątek) Ania

Prowansja