Dziennik pokładowy. Śpiew słowika ( 22 )

Myśli niczym ptaki krążą wysoko nad moją głową, co jakiś czas przerywane trzaskiem ciętego sekatorem bambusa. Dokonane wybory i możliwości. Zatrzymuję chwilę. Nie chcę kończyć zdań, aby wiatr mógł znaleźć swoją dolinę. Skupiam się nad bambusem. Poranione ręce od ostrych końcówek bambusa. Dorosłość.

Mamy tylko dwie bagietki z piekarni, dwa francuskie sery i dwie butelki wina z Prowansji. – Enchante ( Miło mi poznać)  – słyszę na początku przekraczając próg osiemnastowiecznego pałacyku. Początkowo nie rozumiem zdania, rozmyślając nad kolorowymi rybkami, które jeszcze nie zdołały wyskoczyć z położonego w ogrodzie basenu do naturalnego oceanu deszczu królującego tego dnia pomiędzy aleją platanów. Tego wieczora otrzymujemy wieczór historii, w których odnajdujemy mosty pomiędzy dwiema rzekami języków. – Kiedy mówisz wolniej, rozumiem język polski- słyszę. Ja też czytam francuski z ust i oczu. Chciałabym jednak mieć możliwość odpowiadać, nie tylko w kodach twierdzeń i zaprzeczeń, lecz bogactwem wspomnień i przeżyć. Wczesny wieczór przechodzi w nocne niebo gwiazd wraz ze smakiem konfitury jeżynowej z odrobiną śmietany. Bagietka i suchary z pastą z bakłażana oraz z anchua, mają szczególny smak, bo gospodarze chcą rozmawiać, ale też potrafią słuchać. Niedopowiedzenia dają możliwość dalszej wędrówki. Bogactwo światów. Mówię – do zobaczenia – żegnając się po francusku całując w policzek dwa razy, z lewej do prawej strony.

***

Przegryzam świeżo smażone nugetsy i marchewkę w oliwie. Dzbanek do kawy zaczyna wydzwaniać swoją gotowość do służby. Wiem, że słowik będzie dalej śpiewał, bo inaczej jego i mój świat się zmieni, a melodia musi trwać.

Warstwy

Dzwonią po dachu kampera kulki padającego gradu, a woda utworzyła już wartki strumień rzeki. Wpatruję się w szerokie okna, opadają kolejne warstwy wiersza. Melodia rozpoczęta.

Podświetlone słońcem aleje przydrożnych platanów witają naszą dalszą drogę. 24.09.2016 ( Sobota) Ania