Nie trzeba poznać dokładnie wszystkich zakamarków harmonijkowego mostu – wystarczy posłuchać jedynie niektórych jego części, by przekonać się o niesamowitej całości i chcieć wrócić tu jeszcze raz za rok. To, co jest głównym celem tego festiwalu, czyli pokazanie możliwości harmonijki ustnej i zachęcanie do gry na niej przynajmniej w moim przypadku się udało. Zobaczyłem, że jeśli tylko się chce, można na niej zagrać wszystko, co się zechce i sam zapragnąłem do tego dojść. Chociaż jak na razie tylko marzeniem jest tak jak uczestnicy tych koncertów spróbować zbudować muzyczny most z dźwięku harmonijki, silny i okazały na tyle, by móc usłyszeć w głowie bogactwo brzmień, jakiego doświadcza się po przejściu na drugą stronę możliwości harmonijki dzięki tegorocznemu Harmonica Bridge…
Queen w Toruniu ? Kolejny festiwal świateł, może i dźwięku? Następny koncert folklorystyczny? *
Choć ponownie będzie to występ muzyczny, tym razem jednak o zupełnie innym klimacie. O czym mowa? Chodzi oczywiście organizowane od jedenastu lat przez znanego toruńskiego bluesmana i harmonijkarza Sławka Wierzcholskiego Harmonica Bridge. Do mojego miasta ponownie zjadą okoliczne zespoły oraz światowej sławy wirtuozi harmonijki, prezentujący takie gatunki muzyki jak blues, jazz, folk, a nawet… muzykę klasyczną. A skoro uczę się grać na tym instrumencie, nie mogłem przecież przegapić możliwości poznania tego, co on potrafi – kusiło mnie też, by zabrać się w muzyczną podróż i zobaczyć, co kryje się po drugiej stronie mostu zbudowanego z harmonijek…
Bluesmaszyna
– Po zespołach jazzowych i folkowych, nadszedł w końcu czas na pierwszy zespół grający moją ulubioną muzykę, czyli blues.- zapowiadał z nieskrywanym uśmiechem Sławek Wierzcholski przed występem tej grupy, ku radości również wszystkich ludzi zgromadzonych pod pomnikiem Kopernika.
Pochodząca z Pruszkowa formacja ma w swoim trzyosobowym składzie Jana Sikorskiego (gitara elektryczna), również Roberta Głogowskiego (cayon)…co ciekawe, jako trzeci muzyk w Bluesmaszynie na harmonijce gra (oraz śpiewa) Karol Łachowski sam uczeń toruńskiego harmonijkarza, który ćwiczył u niego na warsztatach całe piętnaście lat temu. Tego dnia, w pełnym słońcu na Rynku Staromiejskim pokazał, że prawdziwie umie oddychać (bo na harmonijce to jedna z najważniejszych rzeczy) – wydobył z niej siódme poty, by pokazać publiczności, jak rzeczywiście wygląda oblicze tego starego, korzennego bluesa. To jest coś: dobry blues z polskim tekstem w tak dobrym wykonaniu – nie wszystkim udaje się to tak, jak chłopakom z Bluesmaszyny. Choć uczniowi mistrza na razie nie udało się przewyższyć…;)
Jak przystało na starego bluesa, instrumentarium było tutaj dość ubogie. Zespołowi wystarczyła jedynie gitara, harmonijka oraz zastępujący perkusję wydający z siebie specyficzny dźwięk klocek (profesjonalne określenie: cayon), z przymocowanymi do niego okrągłymi blaszkami i podobnymi rzeczami wzbogacającymi brzmienie. Wszystkie kawałki Bluesmaszyny z tego koncertu (oprócz swoich utworów wykonali również kultowe „Ten o tobie film” T. Nalepy), całymi garściami czerpały z czarnego bluesa, wędrującego niegdyś na drugi koniec Ameryki autostradą 61. Wydawało się, jakby panowie z zespołu wyciągali do nas pełną zapachów z bagiennej delty Missisipi, do których dodano polski akcent – a publiczność brała to bez zastanowienia, przesączając się zupełnie tym duchem korzennej, pełnej wspomnień muzyki, jaką jest dzisiejszy blues.
Po tym koncercie i mi „po nocach wciąż się śni, Bluesmaszyna w MTV!”.
Zydeco Flow
Występujący kolejnego dnia zespół również grał bluesa, lecz bardziej przerobionego, będącego jednym z jego odgałęzień, można powiedzieć, że nieco „nowocześniejszego” – co wcale nie świadczyło na ich niekorzyść, wręcz przeciwnie.
Zmianę widać było już po samym rozstawieniu instrumentów, zapewniających bogatsze brzmienie: bo była tutaj perkusja (Tomasz „Bestia” Stanny), bas (Tomasz Hupa), harmonijka (Bartosz „Iwiś” Iwicki), akordeon, czyli jedno z głównych brzmień zespołu: zydeco = rodzaj kreolskiej muzyki, w tym zespole również z towarzyszeniem akordeonu (Leszek Cienkusz), gitara elektryczna (Wojciech „Fazi” Radtke), instrumenty klawiszowe (Tomasz Gust) oraz gitara akustyczna, na której grał frontman i główny głos zespołu, uczestnik wielu prestiżowych festiwali, czyli Adrian Zasada. Chętnych do lepszego poznania zespołu zapraszam na ich oficjalną stronę:
To była chyba jedyna grupa na całej imprezie, której swoimi kawałkami oraz coverami tak bardzo udało się zachęcić publiczność do uczestnictwa w koncercie. Wszyscy klaskali, śpiewali, kiwali się, bawili w najlepsze – co kluczowe, przy świetnej muzyce. Mi osobiście najbardziej podobały się kawałki „Geniusz”, „Hymn” i śpiewany jako jeden z ostatnich „Kocham życie”…
Już na pierwszy rzut oka widać było, że muzycy z Zydeco Flow cieszą się i wykorzystują każdą chwilę – jak to było w ostatnim tytule: „Kochają życie, kochają dużo grać; mieć wyrzuty, chodzić późno spać”. A co najważniejsze, tą radością za pomocą muzyki potrafią się również dzielić z innymi…
Trio Con Brio
To była dla mnie esencja całego festiwalu Harmonica Bridge 2011. Panowie z Trio Con Brio (od terminu muzycznego: „z życiem”) posiadali bowiem klucz do najwyższego stopnia wtajemniczenia – muzyki klasycznej, którą przecież nie każdy obeznany bardziej z harmonijką jest w stanie zagrać. Ale co do tego, że będzie to koncert z muzyką na najwyższym poziomie, nie było żadnych wątpliwości – w końcu Zygmunt Zgraja, założyciel zespołu gra na harmonijce już od sześćdziesięciu lat, grupa zaś istnieje całe 40 lat.
Panowie wnieśli trochę magii do atmosfery już po swoim pojawieniu się – dziwiłem się, że istnieje harmonijka o dwóch poziomach i długości jednego metra (akordowa), na której gra Robert Kier (zamienił Zdzisława Kuninca, który odszedł z zespołu), niepewnie spoglądałem na również dwupoziomową harmonijkę basową (Janusz Zając)… przed występem pewny byłem tylko jednego: Zygmunt Zgraja trzyma w rękach harmonijkę chromatyczną (w tym wypadku pełniącą funkcje melodyjne), potrafiącą wydawać dźwięki praktycznie we wszystkich tonacjach, a do tego nie wymagającą stosowania podciągu (harmonijkarze wiedzą, o co chodzi). Chociaż nie, był jeszcze drugi pewnik: skoro mysłowickie Trio Con Brio odbywa trasy koncertowe po całej Europie, było także w Mongolii i USA, jest uznane na starym kontynencie… to na pewno nie wyjdę z dworu Artusa bez jakichkolwiek wrażeń.
Tak rzeczywiście się nie stało. Panowie zagrali takie utwory jak „Drugi Walc”, „Bolero” (to oni jako pierwsi opracowali je na harmonijki), „Wilhelm Tell”, melodię ze „Skrzypka na dachu”, przeplatając to zabawnymi historia z życia zespołu i wprowadzając publiczność w jeszcze lepszy nastrój. Naprawdę nie myślałem, że te utwory można zagrać na harmonijkach ustnych – w tym przypadku swym brzmieniem udało im się zastąpić całą orkiestrę.
Szaleństwo na punkcie gry Trio Con Brio sięgnęła u mnie do tego stopnia, że postanowiłem kupić ich dwie płyty. Po każdym utworze, jaki interpretują, można im bić brawa na stojąco – a co dopiero mówić o ich wykonaniu na żywo…
Chociaż nie widziałem dwóch sławnych wirtuozów harmonijki, którzy przybyli na festiwal (Greg Zlap i Giles King), już to, co usłyszałem zmusiło mnie do bardziej wytężonej pracy przy mojej harmonijce. Jest jedno, czego nie zapomnę z Harmonica Bridge 2011 – koncertu polskiego Trio Con Brio, gdzie główną rolę grały tylko i wyłącznie harmonijki – było to coś, po co tak naprawdę wybierałem się na tą imprezę, lecz jednocześnie najmniej się tego spodziewałem.;)
Nie trzeba poznać dokładnie wszystkich zakamarków harmonijkowego mostu – wystarczy posłuchać jedynie niektórych jego części, by przekonać się o niesamowitej całości i chcieć wrócić tu jeszcze raz za rok. To, co jest głównym celem tego festiwalu, czyli pokazanie możliwości harmonijki ustnej i zachęcanie do gry na niej przynajmniej w moim przypadku się udało. Zobaczyłem, że jeśli tylko się chce, można na niej zagrać wszystko, co się zechce i sam zapragnąłem do tego dojść. Chociaż jak na razie tylko marzeniem jest tak jak uczestnicy tych koncertów spróbować zbudować muzyczny most z dźwięku harmonijki, silny i okazały na tyle, by móc usłyszeć w głowie bogactwo brzmień, jakiego doświadcza się po przejściu na drugą stronę możliwości harmonijki dzięki tegorocznemu Harmonica Bridge…
Mikołaj „Mikiotor” Wyrzykowski
31.08.2011
Harmonica Bridge 2011 trwał w Toruniu od 25 do 28 sierpnia tego roku.
(*)
fot. Sunresc Lace CARUSO
PS. Sunresc Lace CARUSO (Caruś) był z nami przy pomniku Kopernika na koncercie Zydeco Flow ( czytaj więcej) , przez cały czas i z wielką chęcią (przynajmniej w moim odczuciu) słuchając zespołu – chyba naprawdę udało mu się polubić bluesa. Dzisiaj, w dniu rozpoczęcie roku szkolnego będę oglądał jeszcze raz film „Blues Brothers” i chodzi mi po głowie pewna niedorzeczna myśl: może Carek to rzeczywiście zaginiony Blues Brother skryty w psim ciele?… 😉
Mikołaj „Mikiotor” Wyrzykowski
31.08.2011
Jest słoneczna letnia sobota. Przy pomniku Kopernika pod toruńskim ratuszem właśnie odbywa się koncert w ramach festiwalu Harmonica Bridge. Dzisiaj gra grupa Zydeco Flow.
Muzyka na żywo z niezłym kopem rozbrzmiewa pomiędzy średniowiecznymi kamienicami. Kryję się w cieniu padającym z Dworu Artusa. Mieszam się w tłum słuchających, podryguję wykrzykując czasami „Łołołoł”. Nagle z muzycznego oszołomienia wyrywa mnie pytanie, stojącego z rodziną ośmioletniego chłopca ( nie pamiętam jak to było z ich podrygiwaniem)
– Czy collie lubią bluesa ?
To pytanie niczym dźwięk porannego budzika wyrwało mnie z muzycznego transu. Rzeczywiście był ze mną na koncercie collie, mój Caro. Cóż mogę powiedzieć, chociaż bywam gadułą, w tym momencie, najprostszą odpowiedzią jaka wypłynęła z mojej głowy, która gdzieś daleko bujała pomiędzy nutami muzyki, było rzucone krótkie
– Choć zobaczmy.- po czym pozwoliłam chłopcu zanurzyć swoje palce w falującej grzywie Carka.
Popatrzyliśmy razem na psa, jednocześnie zadając sobie pytanie
– I co ? – po czym chłopiec stwierdził: -On lubi głaskanie !
W ten sposób, to niezwykle frapujące koncertowe pytanie o lubieniu bluesa przez collie, pozostało nadal bez odpowiedzi, a ja rzuciłam się ponownie w ramiona żywej muzyki, wykonując nogami kolejne rytmy.
Tłum oszalał w czasie grania na pożegnanie znanej piosenki „Gdy kiedyś Pan powróci znów”. Wielkie oklaski roznoszą się po starówce. Siadam na rozgrzanym bruku w oczekiwaniu na kolejny zespół. Z plecaka wyjmuję metalową zgrabna miskę nalewając do niej przytaszczoną z domu wodę.
Może Caro jest spragniony wody ? Co do jego głodu bluesa przecież nadal nie mam pewności. Odstawiam miskę z wodą w pobliża psa i zastygam w pozycji melomana, który został porażony muzyką. Nagle słyszę pytanie dochodzące od zatrzymującego się przechodnia
– Czy pieniążki mam wrzucać do miski ?
To pytanie, przebiło swoją treścią poprzednie, o bluesa.
– Jakie pieniążki ? Za co ? Dla kogo ?
Siedziałam w różnych miejscach na bruku, a lubię takie miejscach, w chwilach gdy moje nogi odmawiają już posłuszeństwa, a wokół nie ma żadnych miejsc spoczynku. Znam w ten sposób różne rynki ( ich bruki) w wielu miastach, ale nigdy ….( ostatnio taki sposób relaksowania zażywałam w oblężonych przez turystów rynku w Krakowie, także z collie) za taki odpoczynek mi nikt nie chciał płacić !
Fot. Collie- Sunresc Lace CARUSO – „Caro”
Żeby nie było za mało i do trzech można było odliczyć, za moment po incydencie z pytaniem płacenia za leniuchowanie, słyszę kolejne pytanie od grupy zawadiacko wyglądających dziesięcioletnich chłopaków..
– Czy ten pies gryzie ? Czy można go pogłaskać ?
Po mojej głowie zaczęły krążyć różne odpowiedzi, a przyznam się byłam już nieco znużona tym czekaniem i stałymi pytaniami. Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale rzuciłam w ich stronę
– To zależy kogo ! Złych gryzie, dobry liże. Ten pies to taki tester. Chcesz spróbować ?- i tu spojrzałam się na najbliżej stojącego chłopaka.
Nie wiem jak wyglądałam, ale widziałam w ich oczach pełne zaskoczenie. Spodziewali się pewnie odpowiedzi- możecie albo nie możecie. Dostrzegłam krótkie zastanowienie, błysk w oku i pytanie
– Czy mogę spróbować ?
Kiedy wspominam przeżyte chwile, wszystko się razem przeplata muzyka, zabytki, bruk, woda, blues, ludzie i mój tester collie. Uzbierała się spora dawka wspomnień.
Fot. Mikołaj i nasz tester collie- Sunresc Lace CARUSO przy Filusiu
Wracając do samochodu zatrzymaliśmy przy psie Filusiu z kapeluszem w pysku pilnującym parasola swego pana Filutka ( pamiętacie postacie stworzone przez rysownika Zbigniewa Lengrena)
AW, Toruń, wydarzyło się 27.08.2011