Dzisiaj jest sobota i ostatni nocleg na ziemi włoskiej. Niełatwo jest odjeżdżać. Niespieszna pobudka o siódmej rano i przedłużany odjazd dopiero o dziewiątej. Ale jakoś wspólnymi siłami daliśmy radę, trzeba ruszyć w drogę powrotną. W końcu każda wyprawa składa się z wyjazdu, przygód, powrotu i oczywiście opowieści.
Jedziemy bezpłatną autostradą na Ferrarę, Padwę, i stamtąd kierujemy się już na Trento. Po drodze mały postój na dwie kawki i przystawkę z owoców morza podaną w muszli.
W drodze wielkie odkrycie Lido di Caldonazzo ( około 18 km od Trento, 117 km od Padwy). Droga biegnie brzegiem tego jeziora ogrodzonego pięknymi górami. Widoki marzenie. Po drodze wiele małych parkingów, restauracji i maszerujących kąpielówek. Niestety większość tych wymarzonych w upalny dzień miejsc położonych jest od drugiej strony, czyli dla samochodów jadących z Trento do Padwy.
Wreszcie w miejscu gdzie droga odłącza się od jeziora zatrzymujemy się na włoską pizzę z widokiem na jezioro. Następnym razem musimy tutaj przyjechać na kąpiel.
Lido di Caldonazzo ma 5 km długości i 627 metrów kwadratowych i jest największym jeziorem w Trentino. W jeziorze można pływać od czerwca do września, gdy temperatury wody osiągają 20 do 24 stopni.
Dalsza droga ? No cóż, to kilkakrotne zatrzymywanie się na jeszcze jedną włoską kawę na drogę, zimne wiatry i deszcze w Austrii, zamki na szczytach gór i szeroki, proste autostrady…
I wreszcie nocleg gdzieś na stacji w Niemczech wśród innych camperów.