Jak zjawa snuję się wieczór po St. Cyr. Dwa światełka- zielone i czerwone- doskonale zespolone z ciemnością mrugają do siebie ze starego i nowego portu. Delikatny jest wieczór na morskiej promenadzie, delikatny i cichy, choć między ciszą a dźwiękiem nie przebiega tu żadna granica.
Tłum obcych twarzy przelewa się przez promenadę- twarze te żyją przez chwilę w mojej wyobraźni. W rozświetlonych restauracjach turyści, którzy przyjechali tutaj z chłodniejszych regionów Francji, rozkoszują się smakiem małż z frytkami. Plaża również jest zapełniona, ludzie rozkładają koce i małe stoliki, by zjeść kolację i wkroczyć w tryb ciepłej, zdającej się nie kończyć nocy. Naraz kilka osób zrywa się, by pomóc mężczyźnie, który już od jakiegoś czasu woła głośno imię swojej córki. Odnajdują ją szczęśliwie w towarzystwie innych dzieci, kiedy robi to, co najprostsze i jednocześnie to, do czego została stworzona- bawi się.
Przedzieram się przez tłum ludzi, którzy tak jak ja próbują się dostać do stojących na małym placyku sprzedawców w różowych koszulkach. Na swoich stoiskach oferują oni osobliwe kanapki, konfitury z cebuli, a przede wszystkim liczne wina pochodzące z różnych regionów Prowansji.
Wystarczy zapłacić kilka euro, wziąć czysty kieliszek i można do woli próbować wszystkich dostępnych gatunków napoju Bachusa. Wołam rodziców, którzy zniknęli gdzieś wraz z psami i razem wciągamy się w wir degustacji.
Wokół nas krążą barwne postacie na szczudłach, tłum obraca nas jak na karuzeli i zatrzymuje dopiero przed młodą parą Francuzów- powracam z krainy nieświadomości i orientuję się, że właśnie z nimi rozmawiam, do tego po angielsku. Najpierw tradycyjnie, rozmawiamy o psach, później przechodzimy do tematu win. Polecam im najlepsze moim zdaniem butelki czerwonego i różowego wina. Gdy spotykam ich przy degustacji tych win, mężczyzna mruga do mnie porozumiewawczo jakbyśmy tylko my wiedzieli o jakieś tajemnicy. Kobieta, poprawiając śmieszny kapelusik męża, śmieje się głośno, ukazując szeregi śnieżnobiałych zębów i odchylając się przy tym do tyłu z pewnością kogoś, kto odnalazł już rzeczy dające mu szczęście i wie, że jego ruchy należą tylko do niego.
Zapominając o kieliszku, w którym wino pojawia się i znika, idę odświeżyć się do morza. Następnie, by nieco ochłonąć wchodzę do Informacji Turystycznej i oglądam tam wystawę obrazów impresjonistycznych ukazujących tutejsze tereny.
Mikołaj Wyrzykowski
Wspomnienia francuskie 2013