„Czas też smakuje” – Château Cabrières

Pod koniec XII wieku Templariusze przybyli do Chateneuf du Pape. Zbudowali fortecę, kościół, a także posadzili pierwsze winorośle. Jak inni Templariusze, odeszli na początku XIII wieku i jakiś czas później Avignon stał się mieszkaniem dla kolejnych papieży, zaś Châteauneuf-du-Pape ich letnią rezydencją. Na przełomie XII i XIII wieku wina te rozsławił zachwycony nimi papież Jan XXII, nadając nazwę vins du Pape, czyli wina Papieża.
Po epidemii filoksery, która spustoszyła mnóstwo winnic, winorośle zostały posadzone na nowo i rosną do dzisiaj, licząc sobie około sześćdziesięciu lat. Apelacja Châteauneuf-du-Pape została utworzona w 1936 i jest najstarszą apelacją w Prowansji, jak i najbardziej prestiżową. Najlepsze wina Châteauneuf-du-Pape, tworzone są aż z trzynastu różnych szczepów – winogrona zbierane są osobno, a później ich soki są mieszane, by wspólnie fermentowały. Teren nadaje winu jego wyjątkowego charakteru. Winorośle rosną na kamienistej glebie – kamienie te, okrągłe i gładkie, pochłaniają ciepło słoneczne za dnia, by oddać je winorośli podczas nocy. Niezwykłe położenie geograficzne sprawia, że wino, mające swój początek za czasów Templariuszy, jest dziś jednym z najsłynniejszych win Francji.
Château Cabrières jest jedną z niewielu winnic, w których wytwarzane jest wino z trzynastu szczepów, a co więcej, używa się tutaj również metody antycznej: winogrona fermentują razem z szypułkami przez osiem tygodni w warunkach naturalnych, zbierając drożdże i wszystkie potrzebne bakterie z powietrza. Początkowo w Château Cabrières, jak nazwa wskazuje, hodowano kozy. „Dziś została tutaj tylko jedna”, śmieje się Patrick Vernier, wskazując na swoją brodę.
Właściciel winnicy zaprasza mnie do środka i przy kieliszku wina opowiada o swojej przeszłości. Poślubił Agnes, córkę Guy Arnauda, właściciela Château Cabrières, w 1989 roku. Wina Chateneuf du Pape znał już wcześniej. Rodzice oraz dziadkowie Patricka zajmowali się winem, stąd też pochodzi jego pasja: zaczynał w Szampanii, zaś właścicielem Château Cabrières został w 2001 roku, kiedy Guy Arnaud przeszedł na emeryturę. „Podoba mi się, że moja praca jest tak zróżnicowana. Uczestniczę w produkcji wina, sprzedaję je…poza tym samo wino wciąż się zmienia, jest zróżnicowane, potrafi zaskakiwać.”, opowiada. Kiedy pytam go, jak wygląda życie na winnicy, odpowiada, że czasem strasznie. Telewizja francuska kręciła tutaj dreszczowiec.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Wiszą tutaj stare portrety rodzinne, a także białe szatki ze chrztów dzieci. Rozpoczynamy degustację. Po wypróbowaniu kilku rodzajów wina czerwonego, pytam, czy w piwnicy Château Cabrières znajduje się rocznik ’97. Patrick Vernier uśmiecha się do mnie ze zrozumieniem, gdy wyjaśniam mu, że właśnie wtedy się urodziłem. „To był wyjątkowy rok. Bardzo deszczowy. Całe lato padało. Większość win się nie udała, ale to…”, gdy odkorkowuje butelkę, do mojego nosa dociera silny zapach grzybów i czuję się, jakbym spacerował jesienią po lesie, kiedy właśnie przestał padać deszcz. Winogrona mają to do siebie, że pochłaniają zapachy, które znajdują się w otoczeniu, dlatego też wina są tak zróżnicowane, tak fascynujące – w ich smaku zawiera się przeszłość, smak minionego czasu, tylu lat dojrzewania i oczekiwania. „Na zdrowie!”, życzy mi po polsku Patrick Vernier. Pociągam pierwszy łyk i teraz już wiem, jak smakuje moje siedemnaście lat: deszczem i grzybami.
Wieczorem piję wino, jedząc bagietkę wraz z różnymi serami. Później idę się przejść po winnicy, czuję jej zapach, kamienie pod nogami, obserwuję kolory malujące się na niebie. Smakuję powoli ten czas, podczas gdy zachodzące słońce na dobranoc głaszcze zielone głowy winorośli.

Mikołaj Wyrzykowski

DSC_8282-A

DSC_8381-1

DSC_8362-1

DSC_8376-1

DSC_8442-1

DSC_8394-1

DSC_8405-1